KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
WRONG TURN - Droga bez powrotu

 Ostatnimi czasy trafiam na filmy, które nijak nie mają sesnu, choć – w kwestiach estetycznych – budzą nawet drobne zainteresowanie. Kino grozy ma to do siebie, że nie musi opierać się na krwawej jatce, by wywoływać silne emocje (najlepiej strach). Pech jednak chce, że sporo produkcji z dreszczykiem wzbudza raczej śmiech, a takie spotykam co krok....

Droga bez powrotu to klasyczne kino gore, które nie prezentuje nic za  wyjatkiem szybkich zwrotów akcji, hektorlitrów krwi (no, może litrów, bo az tyle ludzi tam nie ginie), stosów odciętych kończyn i – o dziwo – frajdy.

Nabrałem nieco dystansu do tego typu "arcydzieł" zwanych potocznie, a niesłusznie "filmami klasy B". Blaczego? Bo ile mozna się naśmiewać. Kiczowatość, brak logiki i budżętu często maskują drobne, nawet ledwie zauważalne zalety. A te warto czasem wspomnieć. Rzecz jasna nie każdy film je posiada, bo wystarczy wspomnieć Dom woskowych ciał... i już krew się gotuje w żyłach, bynajmniej nie z powodu roznegliżowanej Paris Hilton...

Z drugiej strony, poważną, szczegółową krytykę zostawię sobie na historie bardziej ambitne i zaawansowane fabularnie (oraz technicznie).

Mimo schematyczności i – co nietrudne do przewidzenia – obecności nastolatnich bohaterów Droga bez powrotu prezentuje poziom jak najbardziej “znośny”, wystarczający do tego by zabić czas. Do tego, nie jest specjalnie nudny. Miałem "przyjemnośc" oglądać go dwa razy. Pierwsze spotkanie wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, jednak po tym jak stopniowo, coraz głebiej zanurzałem się w świat horroru znikało uczucie strachu i zadowolenia. Zastapiła go pobłażliwość w stosunku do historii zapisanej na tasmie, jak i realizacji tego projektu, zimna kalkulacja, uważna obserwacja pozalająca uzupełnić ekstatyczną i intuicyjną recenzję.

Gdybym miał wyłuskać owe pozytywy fimu to były by to efekty spcjalne, ograniczone do minimum, które stanowią o względnej “fajności” obrazu. Otóż oprawcy wielkomiejskiej dzieciarni spreparowani są bardzo przyzwoicie i umiejętnie. Wygladają jak powykręcni przez zaawansowane nowotwory i choroby weneryczne neandertalczycy. Być może spowodował to – przypuszczalnie – chów wsobny i kazirodztwo, ewentualnie dieta jaka stosują owi trzej panowie, a są, jak się pewnie domyślacie, kanibalami.

Fabuła, jak już napomknąłem, w tej klasie reżyserskiej i na tym poziomie kreowania scenariusza ogranicza się do biegania po lesie i umierania. Nie bez powodu film nosi tytuł Droga bez powrotu. Zdradzę, że niewielka część bohaterów dotrwa do końca tej histori. Ale swoją drogą... nietrudno to przewidzieć... Czy znajdziemy tu sceny “mrożące krew w żyłach”? Momentami jest na prawdę ciekawie, szczególnie jeśli chodzi o charakteryzację i rekwizyty, jednak pojęcie strachu miesza się cały czas z czymś bliżej nieokreślonym co ja nazwałbym rozbawieniem.

Zauważyć można także – tak jak to odbieram – spory dytans do gatunku jakim jest horror. Wiele sytuacji zakrawa na groteskę i choć nie posądzam twórców o taki polot, warto spróbować podkraść się z tej strony. To stanowczo ułatwi nam zniesienie banalności fabularnej.

Na koniec rzeknę tak: jeśli macie wolny wieczór, ze dwie godziny, ktore można swobodnie zmarnotrawić jedząc popcorn i pijąc colę (opcjonalnie piwo...) to polecam. Można się dobrze zabawić i powygłupiać. Natomiast, gdy szukacie kina ambitnego, horroru z tej nieco wyższej półki – bo to jednak dalej gatunek mainstreamowy – odpuśćcie. Nie nudzi, ale i nie zachwyca, pezentuje bowiem, obecnie popagowany standard lekkego kina grozy, przeznaczonego dla konsumentów o przeciętnie rozwiniętym podniebieniu. A po co karmić się banałem? Ja to zrobię za Was...

 

 

Tytuł:          Droga bez powrotu (tyt. org. Wrong turn)

Reżyseria:   Rob Schmidt

Scenariusz:  Alan B. McElroy

premiera:    18 maja 2003 (Świat), 23 stycznia 2004 (Polska)

Ocena: 5/10

 

Krzysztof Chmielewski