KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL
patronaty.jpg (2614 bytes)
WITAJ W SERWISIE KOSTNICA

FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI

RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
OPOWIADANIA UMIESZCZONE W SERWISIE KOSTNICA (jeszcze w domenie civ.)

Południca

Południca – U dawnych Słowian żeński duch pory południowej, objawia się w upalne dni koło południa jako czarnowłosa kobieta z końskimi kopytami lub wirujący podmuch wiatru (...) odcina głowy kosą, obcina członki.”

                                                                                                                                Leksykon Bóstw

          Żar lał się z nieba. Złociste promienie słońca spływały na rozgrzaną ziemię z bezchmurnego nieba jak ognisty deszcz. Delikatny, ledwowyczówalny wiaterek muskał otaczające stację łany zboża nadając im kształt, ogromnego złocistego morza. Panowała całkowita cisza, wszystkie ptaki i inne zwierzęta pozaszywały się w swoich kryjówkach aby przeczekać do czasu kiedy to łaskawy mrok ześle na zmęczoną, spękaną ziemię odrobinę życiodajnego chłodu. Czas zatrzymał się w miejscu.

          Kobieta i mężczyzna stali na spękanym ze starości skrawku betonowej nawierzchni, sąsiadującej z torami. Ze szczelin w betonie tuż u ich stóp pięły się ku górze niewielkie kępki zielono brązowej trawy. Cały teren otaczający malutki peron tonął w falującym morzu zboża tak wysokiego że bez trudu mogłoby się w nim ukryć stojące dziecko. W oddali majaczył zarys ciemnego, iglastego lasu. Na zachodzie wznosił się niewielki pagórek porośnięty żółtawymi kępkami przerzedzonej trawy. U podnóża peronu rozciągała się niewielka, pokryta brunatnym, ubitym piachem droga. Wiodła od ciemnej ściany lasu wprost do peronu, później gwałtownie zakręcała ginąc gdzieś za zboczem pagórka.

          Mężczyzna rozglądał się nerwowo, co chwila zerkając na elektroniczny, czarny zegarek z wyświetlaczem okalający jego mocno opalony nadgarstek. W końcu nie wytrzymał i zwrócił się do kobiety.

          „ No i co o tym myślisz ? ”

          Starał się nadać brzmieniu swojego głosu jak najbardziej spokojny ton, jednak mimo jego usilnych prób dało się w nim wyczuć panikę.

          „ Może to nie tutaj.”

          Odparła równie niepewnie jego towarzyszka. Właśnie zbliżała się do blaszanej, tabliczki na której kiedyś zapewne widniała nazwa stacji, obecnie pokrywa ją gruba warstwa brudno miedzianej rdzy.

          „ To niemożliwe. Konduktor mówił że to jedyna stacja na linii 60 kilometrów ”

          Spojrzał na kobietę, jakby szukając w niej oparcia nie usłyszawszy jednak nic znów skierował wzrok ku wyświetlaczowi zegarka. Ten wskazywał 11:32, czekali więc tutaj już od  ponad godziny.

          „ Nie możesz do nich zadzwonić ?”

          Głos kobiety stawał się coraz bardziej nerwowy.

          „ Oni nie mają telefonu.... zresztooo...” zająknął się patrząc na ekran komórki „ tutaj zupełnie nie ma zasięgu.”

          „ Jak to nie mają telefonu ? ”

          Tym razem w jej głosie oprócz zdenerwowania dało się słyszeć gniew.

          „ Więc jak do jasnej cholery się z nimi skontaktowałeś ?”

          „ Ja.... On , to znaczy ten facet zadzwonił, ja najpierw do nich napisałem a on zadzwonił żeby uzgodnić wszystkie szczegóły.”

          Wziął głęboki oddech.

           „ Chyba dzwonił z poczty... czy coś takiego.”

           „ Świetnie jesteśmy sami na jakimś pieprzonym zadupiu, nie znamy drogi, adresu, facet nie ma telefonu, nic. Znasz przynajmniej jego nazwisko?”

           „ Rekow..Rakow jakoś tak.”

           „ Cudownie... niech to szlak.”

          Usiadła na krawędzi peronu tuż przy pordzewiałej tablicy. Jej małe usta wykrzywiły się w grymasie gniewu. Kobieta była bardzo szczupła, niemalże chuda, jej długie jasnorude włosy, związane w koński ogon spływały po plecach jak lawina, sięgając niemalże pasa. Ich ostry kolor gryzł się z jaskrawą czerwienią jej króciutkich szortów. Na białej bawełnianej bluzeczce na ramiączkach zaczął osadzać się unoszący się nad piaskową drogą pył. Obok leżał ogromny zielony plecak ze stelażem, wydawał się zbyt ciężki jak na wątłe siły kobiety. W jej szarych oczach powoli zaczynały szklić się łzy.

          „Co zrobimy jeśli się nie pojawi ?”

          Spojrzała na niego z wyrzutem. Mężczyzna milczał jakby udając że nie usłyszał pytania wodził oczami po pęknięciach w betonowej nawierzchni u jego stóp.

         „ Adam do cholery mówię do ciebie!”

         „ Nie wiem  do cholery.”

         Był teraz równie zdenerwowany jak ona.

         „ Posłuchaj, mi też się to wszystko nie podoba, ale może coś się stało ... może się spóźni.”

         Mężczyzna  na powrót utkwił wzrok w ziemi jakby tam właśnie mógł znaleźć odpowiedz.

 

       Stara, zielona półciężarówka podskakiwała na nierównej piaszczystej nawierzchni wzbijając w górę tumany jasnożółtego pyłu. Kierowca koło pięćdziesiątki w przybrudzonej koszuli w kratę z podwiniętymi do łokci rękawami niecierpliwie naciskał pedał gazu próbując zmusić zniszczony silnik do szybszej jazdy. Pot spływał mu z czoła ku szyi znacząc wygnieciony kołnierzyk koszuli mokrymi plamkami.. Co chwila spoglądał z niepokojem na tani zegarek okalający jego opalony nadgarstek. Niewielki krzyżyk z plastyku imitującego bursztyn zwisał  przy przedniej szybie wirując w rytm ruchu samochodu. Nagle ściana zboża kilka metrów przed pojazdem zafalowała i małe, futerkowe stworzenie przebiegło w poprzek drogi. Mężczyzna gwałtownie zahamował. Silnik zgasł.

       „KURWA!!!”

       Niemalże wysyczał przez zaciśnięte zęby. Oddychał ciężko, ocierając ręką pot z czoła. Przekręcił kluczyk w stacyjce. Maszyna zawyła i zamarła. Zirytowany uderzył pięścią o kierownicę.

       „PIEPRZONY ZAJĄC.............................PIERDOLONY, MAŁY SKURWYSYN!!!”

        Pokryte rdzą drzwi zaskrzypiały i mężczyzna niepewnie wysiadł z pojazdu. Rozglądał się  czujnie wokoło jakby wypatrując w otaczających drogę łanach zboża prześladowcy. Podniósł w górę maskę i odwrócił głowę zrezygnowany. Woda w chłodnicy niemalże wrzała. Jego wzrok powędrował ku zegarkowi. 11.55. Słońce było w zenicie, powietrze niemal stało w miejscu, tak gęste że prawie namacalne. Mężczyzna znów rozejrzał się niepewnie, w oczach miał strach. Z bagażnika wyjął stalowy pręt i żłobiąc nim w suchym piasku pospiesznie obrysował  okrąg wokół samochodu.  Z kieszeni spodni wyjął  przybrudzoną, czerwoną chustę i ciasno obwiązał ją wokół szyi. Ze schowka w samochodzie wziął podręczny, sprężynowy nożyk. Oparłszy się o maskę auta ułożył scyzoryk na ziemi przy stopach ostrzem do zewnątrz kręgu. Stał i czekał. Zegarek wskazał 12.00. Zborze powoli zaczynało falować......... 

      „Gdzie idziesz?”

       Mężczyzna niemalże podskoczył spostrzegłszy swoją towarzyszkę szybkim krokiem oddalającą się w kierunku złocistej ściany pszenicy.

       „ Za potrzebą. ”

       „ On może zaraz przyjechać. ”

       „ Świetnie, więc może zsikam się w majtki czekając na tym pieprzonym peronie kolejną godzinę!!!”

        Niemalże wysyczała w jego kierunku.

       „ Nie wyżywaj się na mnie, to nie moja wina do jasnej cholery!”

       „ Jak zwykle. ”

       Odwróciła się na pięcie.

       „ Lepiej zacznij rozbijać namiot bo jak tak dalej pójdzie to cały swój zasrany urlop spędzisz siedząc na tym wypizdowie i czekając na faceta którego nazwiska nawet nie znasz! ”

       Mężczyzna cały trząsł się ze złości

       „ Musisz być zawsze taką SUKĄ!!! ”

       „ A co może mam ci dać buziaka i pogłaskać po główce? ”

       Ruszyła przed siebie zostawiając swojego towarzysza na betonowej nawierzchni peronu, z białą ze wściekłości twarzą i zaciśniętymi pięściami.

       Wtopiła się w zboże. Miękkie łany z łatwością uginały się pod delikatnym naciskiem jej dłoni. Brnęła do przodu niemal na oślep. Jej wykrzywiona w grymasie twarz zdradzała jej narastające zmęczenie. W końcu uznawszy że jest wystarczająco daleko stanęła. Upał był niemalże nie do zniesienia. Kobieta na kuckach, z szortami obciągniętymi do kostek  chwiała się próbując utrzymać równowagę na nierównym podłożu. Powietrze stało w miejscu. Nagle podskoczyła. Podmuch wiatru musnął jej nogi. Coś było w zbożu. Poruszało się szybko, wprawiając zastygłe w bezruchu łany w wibrację. Kobieta krzyknęła.

       „ Kto tam jest ?! ”

       Odruchowo odskoczyła do tyłu potykając się i lądując na plecach. Miękka pszenica zamortyzowała upadek. Słońce świeciło jej teraz prosto w twarz. Oślepiając ją niemalże zupełnie, tak że dostrzec mogła tylko niewyraźny zarys stojącej nad nią postaci. Biel ubrania i czerń włosów i jeszcze coś..................  lśniło w słońcu, srebrzysty ostry kształt .................. kosa. Postać syknęła jakby ze wstrętem i uciekła dalej w zboże zostawiając leżącą kobietę. Po chwili powietrze rozdarł krzyk, pobiegał ze strony stacji.....................................

       Zielona półciężarówka wtoczyła się na sąsiadującą z torami drogę i gwałtownie zahamowała. Kierowca wyskoczył z szoferki i pospiesznie podbiegł do klęczącej na drodze kobiety. Twarz miała spuchniętą od płaczu.

       „ Kobieta.......... z kosą, Adam...........”

       Niemalże bełkotała. Nad bezwładnym ciałem mężczyzny zaczęły już latać pierwsze, zwabione rozkładem muchy . Jego głowa spoczywała kilka metrów dalej. Krew była wszędzie. Szkarłatne kałuże zastygły na brązowym piachu drogi jak małe jeziorka. Kierowca ukląkł przy kobiecie ściskając jej drżącą dłoń w swojej własnej.

       „ Wiem.”

       Jego wzrok padł na jej króciutkie jasnoczerwone szorty.

       „ Miała Pani dużo szczęścia.”

       Podniosła na niego otępiałe oczy. Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze ciemnogranatowe chmury. Zasłoniły gorącą tarczę jasnożółtego słońca zwiastujące nadejście gwałtownej, letniej burzy.        

„ Środki do ochrony przed złem (...) szczególne właściwości jako apotropeje miały przedmioty ostre lub kłujące (...) oraz częste używanie noża przy zabiegach apotropeicznych. Duże znaczenie przypisywano też kręgom, którymi otaczano chroniony obszar. Barwą apotropeiczną była czerwień.”

 

                                                                           Mały Słownik Kultury Dawnych Słowian

 

„ Południe, podobnie jak północ było porą

szczególnie niebezpieczną, gdyż demony miały

wówczas łatwiejszy dostęp do człowieka”

 MAKOSZA