KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
NOC ZOMBIE. MIASTO ŻYWYCH TRUPÓW - Brian Keene

RECENZJA 1

"Porzućcie nadzieję wszyscy, którzy tu wchodzicie" [Dante]

Doprawdy nie wiem, dlaczego ta historia została spisana w dwóch książkach, skoro "Miasto żywych trupów" zaczyna się tam, gdzie skończyła się "Noc zombie". Gdy dotarłam do ostatnich stron pierwszej "części" od razu wzięłam drugą, gdyż pierwsza... nie kończy się w satysfakcjonujący sposób. Kończy się niedopowiedzeniem z rodzaju tych Mocno Wkurzających. Obie książki mają około 240 stron, zatem spokojnie można je było upchnąć w jednej pozycji, choć autor drugą część napisał dopiero, gdy fani podnieśli wrzask.
Ale powoli. Przedstawię Wam obie książki w jednej recenzji i tak też polecam je nabywać - zawsze w komplecie .

„Noc zombie”

Jim Thurmond jest jednym z bardzo niewielu ocalałych w świecie opanowanym przez zombie. Spędza żywota w schronie, który zdążył zbudować przed wybuchem apokalipsy i jest mu tam całkiem nieźle. Pewnego dnia odbiera telefon... Jego syn, mieszkający po drugiej stronie Ameryki, żyje.
Jim porzuca schron i wyrusza po Danny'ego.
To już wystarczy na opowieść, ale Brian Keene poszedł nieco dalej. Nawrzucał do swojej wizji apokalipsy zombie troszkę... wszystkiego. Bo mamy tu kilku bohaterów, każdy z nich radzi sobie inaczej, jednocześnie każdy zaczyna rozumieć, że w tym Nowym Świecie trzeba zapomnieć o moralności, grzeczności i takich tam bzdurach. Żeby przetrwać, trzeba robić to, czego sytuacja wymaga.
Mamy zatem Frankie, byłą dziwkę-heroinistkę, która dopiero co urodziła martwe dziecko (nie trzeba dodawać, że dzieciak zmartwychwstał w postaci zombie i sterroryzował personel szpitalny). Swoją drogą - moja ulubiona postać, babka z jajami. Mamy Martina, wielebnego, który wraz z Jimem będzie się kierował w stronę New Jersey. Mamy wojsko, które... no właśnie. Myślę, że tutaj historia z Gubernatorem z The Walking Dead nieco zazębia się z historią pułkownika Schowa. Facet stworzył sobie bazę, wojskowi mordują, grabią, gwałcą i bawią się jak nigdy w życiu. Pozbawieni skrupułów, zmuszają cywilów do niewolniczej pracy, a kobiety do nieustannego współżycia.
Anarchia, chaos. A przez co to wszystko?
Cóż, pewne eksperymenty nie wyszły. Bo Keene, jak pisałam, posunął się o krok dalej. Stworzył nie tylko inteligentną rasę zombie, ale dorzucił do tego motyw nadprzyrodzony. Otóż w ciała ludzkie, w miejsce duszy, włażą demony! ;)
I te demony korzystają ze wspomnień ludzi, których... ciała zamieszkują. Umieją strzelać, prowadzić samochód, planować, robić zasadzki, komunikować się. A jakby tego było mało, to wszystko jest zombie - ptaki, ryby, jelenie, dżdżownice... :) Zatem niebezpieczeństwo kryje się nie tylko w ludziach-zombie i wojsku, bandytach i grupach opryszków, które wykorzystują zaistniałą sytuację do własnych celów, niejednokrotnie parając się kanibalizmem. Niebezpieczeństwo kryje się w niebie, w postaci ptaków, które dziobami rozszarpują mięśnie, wydłubują oczy, organizują się w wielkie klucze i atakują z góry.Kryje się w świstakach, wiewiórkach, zajączkach, jeleniach.

Jak dotarłam do momentu z rybką-zombie, która wyskoczyła z akwarium, mówiła (!!!) i chciała zagryźć ludzi, miałam odłożyć tę książkę. Stwierdziłam, że takie bzdury to nie dla mnie. Jak dobrze, że tego nie zrobiłam.
Książka nie jest jakaś fenomenalna, ale to przyzwoita rozrywka. Język poprawny, styl lekki, kartki przewracają się same. Bezduszność oprawców jest tak wstrząsająca, że nawet łezka mi się w oku zakręciła.

Czy Jim dotrze do syna? Cóż, niezależnie od tego, czy chcecie tu spoiler, czy nie, muszę nadmienić, że tak naprawdę w "Nocy zombie" ta sprawa się nie rozwiązuje. Książka kończy się w takim momencie, że gdybym podczas zakupów nie poszła za ciosem i nie kupiła od razu pakietu, to bym się wściekła. I tak przechodzimy do "Miasta żywych trupów".



„Miasto żywych trupów”

Kontynuacja "Nocy zombie" skupia się bardziej na motywach zombie i powodach, dla których demony zeszły na Ziemię. Sporo uwagi poświęcono Obowi, który jest przywódcą zombie. Dzięki rozmowom jego i innych zombiaków dowiadujemy się jakie były przyczyny tej apokalipsy - i nie ma ona wiele wspólnego z nauką, raczej ze Starym Testamentem.
W "Mieście żywych trupów" Jim wraz ze swoją ekipą ucieka z miejsca, w którym go pożegnaliśmy w poprzedniej części - z New Jersey. Na przedmieściach Nowego Jorku roi się od nieumarłych, miasto zostało praktycznie całkowicie podbite.
Z jednym wyjątkiem - wieżowcem Ramseya.
To twierdza - teoretycznie - nie do zdobycia. Ludzkość powoli odradza się w stalowych murach, ale zło nie śpi. Hordy zombiaków z Obem na czele planują podbić wieżę i nie mają wiele do stracenia, skoro już i tak nie żyją... ;)
Tak, jak pierwsza książka skupia się na samej ucieczce i próbie zrozumienia nowej rzeczywistości, tak druga to jedna wielka walka. Nie brak tu krwistych opisów, czasem wręcz groteskowych, przez co możliwe są niekontrolowane wybuchy śmiechu.

„- (...) Świetnie się spisaliście. Proszę, poczęstuj się okiem.”

Wady? Ojej, jest ich mnóstwo. Za mało psychologii, wnikania w psychikę bohaterów, prób wyjaśnienia ich działań. Keene nie skupia się absolutnie na motywach wojska czy oprawców. Opisuje historię, bez wnikania. Dla jednych to może być zaletą, mi tego brakowało. Poza tym w pewnym momencie stwierdziłam, że to po prostu za dużo. Za dużo różnych wątków, za dużo stworów, za dużo motywów w jednej książce. Bo i zombie, i demony - czekałam tylko na wilkołaki i wampiry. Choć trzeba Brianowi Keene oddać sprawiedliwość - z oklepanego motywu zombie, które dotychczas szło kierowane głodem mięsa, bezmyślnie i powoli, wycisnął coś więcej. Inteligentną armię zombie. Czy garstka ludzi, która pozostała, jest w stanie w ogóle zmierzyć się z czymś takim? Czy ma jakiekolwiek szanse?

Teraz plusy. Rewelacyjnie poprowadzona akcja. Dynamika, ruch, ciągła groza i strach o los bohaterów, których zdążyliśmy polubić (od razu uprzedzam, że Keene nie bawi się w sentymenty, morduje ile wlezie). Soczyste opisy, mnóstwo gore i sporo ironii. Zaś zakończenie... miodzio. Lepszego bym sama nie wymyśliła. Takie proste, a takie wybitne :)
Moim zdaniem obie książki to naprawdę bardzo przyzwoite zombie-stories. Polecam, ale bez ciśnienia. Można sobie te książki odpuścić. To niezłe kąski dla wielbicieli zombie, ale dla pozostałych mogą być bardzo męczące.


Paulina Król

 

RECENZJA 2
 

„Miasto żywych trupów”


Nie ma co ukrywać: Noc Zombie w mój gust raczej nie trafiła. Keene wykazał się jednak sporym sprytem i tak skonstruował jej zakończenie, że ręka wbrew logice sama sięga po ciąg dalszy. Skoro więc moja ciekawość została rozpalona, a książka i tak leżała na półce, uznałam, że dam jej drugą szansę.

Tym razem Jim wraz z grupą ocalonych ludzi znajduje schronienie w budynku miliardera Darrena Ramsey'a. Wybudował on istną twierdzę tylko po to by pokazać światu swą potęgę i bogactwo. Wieżowiec, odporny na ataki terrorystyczne, nieoczekiwanie staje się azylem dla setek ludzi, a Ramsey zaczyna odgrywać w nim rolę nowego zbawiciela. Niestety, nieumarli są inteligentni, potrafią prowadzić pojazdy i mają do pomocy zwierzęta. Pod przywództwem nieprzezwyciężonego Oba rozpoczynają militarny szturm na budynek. Wkrótce mieszkańcy przekonają się ile betonowa konstrukcja jest naprawdę w stanie wytrzymać.

Jak już we wstępnie wspominałam, po Miasto żywych trupów sięgną z pewnością wszyscy ciekawi tego, co stało się z synem Jima - Danny'm (a zapewniam was, działo się naprawdę wiele). Trzeba jednak pamiętać, że druga część znacznie różni się od Nocy Zombie. Nie doszukamy się w niej tylu szokujących opisów, wymyślnych tortur czy obrazów rodem z apokalipsy. Większość akcji dzieje się na zamkniętym terenie wśród betonowych ścian wieżowca. Mamy tu do czynienia z dobrze zorganizowaną społecznością, w której każdemu powierzono określone zadanie. Są lekarze, ogrodnicy, konserwatorzy, a nawet ekipa powitalna. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko jest tu idealnie ze sobą zgrane. Pozory mogą jednak mylić. Wśród mieszkańców są bowiem ludzie pozbawieni wszelkich skrupułów i już niedługo każdy będzie miał okazję się o tym przekonać.

Miasto żywych trupów jest łagodniejszą, zarówno wizualnie jak i emocjonalnie, odsłoną świata pod rządami nieumarłych. Atmosferę grozy tworzy tu przede wszystkim ludzka bezradność. Bezradność przejawiająca się tym, że choć wszyscy są w końcu bezpieczni, to tak naprawdę na nowo stają się więźniami. Żyją z dnia na dzień niepewni tego, co przyniesie im jutro. Zmuszeni do przestrzegania sztucznych zasad i wykonywania rozkazów przełożonych czują coraz mocniej, że świat, który znali bezpowrotnie znika z powierzchni ziemi.

Chcąc w kilku zdaniach podsumować ten cykl mogę powiedzieć, że książki Briana Keene'a z pewnością są pozycjami wartymi naszej uwagi. Sprawnie napisane i wnoszące do gatunku powiew świeżego powietrza, godnie wypełniają niszę panującą na rynku. Ode mnie owacji na stojąco nie dostaną, ale jestem pewna, że nie jeden czytelnik będzie pod ich sporym wrażeniem.
 

Varia

 

„Noc zombie”

Patrząc na zalewającą nas niczym tsunami, falę wampirzych opowieści. Można odnieść wrażenie, że wszelkie inne stworzenia świata grozy dawno już wyginęły. Próżno w księgarniach szukać wilkołaków, czarownic, duchów czy zombie. A prawdę mówiąc, na temat tych ostatnich, prócz Zombie Survival - któremu bliżej do podręcznika przysposobienia obronnego niż powieści grozy - i Wojny Zombie - której akurat nie czytałam - nic więcej z ostatnich lat sobie nie przypominam. Dlatego też, gdy tylko dostrzegłam na sklepowej półce Noc Zombie bez zastanowienia wrzuciłam ją do koszyka.

Fabuła powieści opiera się na postaci Jima Thurmond'a. Wyrusza on w długą i niebezpieczną podróż, przez kilka amerykańskich stanów, żeby uratować swojego syna Danny'ego. Na skutek rozwodu z jego matką, Jim ma nie tylko ograniczony kontakt z chłopcem, ale i ogromne wyrzuty sumienia. Teraz, gdy życie syna leży tylko w jego rękach, postanawia ocalić go za wszelką cenę. W książce poznajemy również losy młodej narkomanki Frankie, pastora Thomasa Martin'a i Powella Baker'a naukowca z laboratorium broni.

Brian Keene bez wątpienia wprowadza dużo nowego. Przede wszystkim mamy tutaj koncepcję inteligentnych zombie, których jedyną klasyczną cechą jest odżywianie się żywym mięsem i bycie dość powolnym. Oprócz tego potrafią one planować, obliczać, mówić i prowadzić samochody(!). Dodatkowo na każdym kroku spotykamy nieumarłe ptaki, myszy, ryby i praktycznie wszystko inne co się rusza. Przy ich okazji, autor nie szczędzi nam dosadnych opisów rozrywanych ciał, procesów rozpadu czy efektów użytej broni, którymi nie powstydziłby się nawet najlepszy film gore.

A mimo to, tym, co czytelnika porusza najbardziej nie są postacie stworów, ich zachowanie czy wygląd, lecz upadek człowieka. Jego moralna degradacja, czyniąca go ostatecznie większym potworem niż całe hordy zombie. Odwieczny pęd do władzy absolutnej i pragnienie zaspokojenia nawet najbardziej chorych żądz, sprawiają, że sumienie oraz przyzwoitość to już tylko puste słowa. Sceneria powieści pełna jest postapokaliptycznych obrazów upadłego świata. Opuszczone miasta, samochody porzucone na drogach, domy z pozbijanymi drzwiami i oknami, to tylko niektóre przykłady potęgujące wszechobecne uczucie pustki i zagubienia.

Śmiało można powiedzieć, że w Nocy Zombie wszystko jest dopracowane i ciekawie przedstawione. Mamy coś nowego, nietypowego, przyjemnie się to czyta, tylko, że cała ta innowacyjność do mnie akurat nie przemawia. Wychowana na klasycznej Nocy żywych trupów - której vhs do dziś zbiera kurz na mojej półce - nijak nie mogę pogodzić się z tym, że ktoś, kto de facto nie żyje, może planować swoje działania i jeszcze w trakcie tego jeździć samochodem. A jeżeli nad głową latają mu ochoczo go dziobiące zombie ptaszki, to jest to za wiele nawet jak na mój chory umysł.

Nie chcę w ten sposób nikogo zniechęcać do zapoznania się z książką. Wystarczy, że nie posiadacie tak sprecyzowanych upodobań w tematyce nieumarłych, a z pewnością przypadnie ona wam do gustu. Tym bardziej, że widząc ubóstwo polskiego rynku w pozycje o tej tematyce śmiało można powiedzieć, że na bezrybiu i rak ryba... Tylko, że jak dla mnie ten rak ma bliżej do opancerzonego czołgu niż wodnego stworzenia.

Varia

 

 

Brian Keene "Noc zombie"
Ilość stron: 246
Wyd. Amber
Warszawa 2009

 

Brian Keene "Miasto żywych trupów"
Ilość stron: 264
Wyd. Amber
Warszawa 2009