Maseczka
Kochana Kate.
Zgodnie z umową przesyłam ci próbkę maltańskiej maseczki odmładzającej. Nie
znam składników tej mieszanki jednak gwarantuję ci, cudowne efekty jej
zastosowania. Jako dowód przesyłam dwa zdjęcia. Pierwsze przedstawia moją
twarz tuż przed zabiegiem a drugie, kilka minut po usunięciu maseczki. Efekt
nieprawdopodobny, prawda?
Kate uważnie przyjrzała się fotografiom ale, już na pierwszy rzut oka widać
było wyraźną różnicę. Gdyby nie znała Alice to śmiało mogła by ją
podejrzewać o fotomontaż. Okrągła buzia jej przyjaciółki zajęta była
siateczką widocznych zmarszczek jednak, na drugim zdjęciu zmarszczki
zniknęły, odmładzając Alice o co najmniej kilkanaście lat.
Nałóż maseczkę na całą długość twarzy i pozostaw ją na około dziesięć minut.
Po tym czasie spłucz ją letnią wodą i ciesz się twarzą bez zmarszczek.
Zabieg ten należy powtórzyć za około pół roku.
PS:
Jeszcze jedno Kate. To bardzo ważne więc, zastosuj się do tego co teraz
napiszę. Próbka tej cudownej maseczki została mi podarowana przez mojego
zaufanego przyjaciela. Jednak zanim wyjdzie oficjalnie do sprzedaży będzie
musiała przejść serię badań i zatwierdzeń różnego rodzaju instytucji
badawczych. Tak więc owa próbka, na tę chwilę jest produktem nielegalnym!
Jestem przekonana że niebawem zrewolucjonizuje rynek bo która z nas nie
chciała by znowu poczuć się jak nastolatka? Zachowaj tę informację tylko dla
siebie a list zniszcz natychmiast po przeczytaniu. Jestem niezwykle
wdzięczna za zaufanie jakim obdarzył mnie przyjaciel i nie chciałabym mu
narobić jakichkolwiek nieprzyjemności. Pamiętaj że bardzo za tobą tęsknię.
Nie zapomnij zrobić zdjęcia. Mam nadzieje że cię rozpoznam. Pa.
Zgodnie z życzeniem Alice, list natychmiast po przeczytaniu zniknął w
objęciach ognia. Co prawda nie miał prawa dostać się w żadne niepowołane
ręce, jednak Kate wolała dmuchać na zimne. Kate uważnie przyjrzała się małej
plastikowej tubce. Prawdopodobnie trzymała w dłoni produkt który spełni jej
najskrytsze marzenie. Czterdzieści pięć lat życia odcisnęło na jej twarzy
swoje naturalne, niechciane piętno. Zmarszczki. Kate zawsze poświęcała sporo
uwagi swojemu wyglądowi. Naturalne kremy przeciw przeciwzmarszczkowe,
tysiące zabiegów u kosmetyczki i różnego rodzaju środki przegrywały nie
równa walkę z czasem. Tymczasem Kate chciała być piękna. Chciała znowu
zwracać na siebie uwagę mężczyzn i wzbudzać zazdrość u koleżanek. Pewnego
dnia napisała list do swojej dawnej przyjaciółki, która jako nastolatka
wyjechała z kraju w którym zwierzyła się Alice ze swojego problemu.
Odpowiedzią był list, tubka oraz dwa zdjęcia.
Najwyższa pora pokonać czas. Usiadła przed lustrem i po raz ostatni
zobaczyła w nim urodziwą blondynkę zapatrzoną w pajęczynę zmarszczek
zajmującą jej facjatę. Na samą myśl o nowej twarzy przeszył ją przyjemny
dreszczyk podniecenia. Najpierw zabezpieczyła włosy zawiązując je w koński
ogon. Następnie przy użyciu podręcznego preparatu oczyszczającego, przemyła
wacikiem całą skórę twarzy. Zapewne składniki cudownej maseczki lepiej i
głębiej wnikną w skórę. Następnie otwarła plastikową tubkę z maseczką i
wycisnęła jej zawartość na palce. Maseczka była w kolorze zielonym i nie
posiadała praktycznie żadnego zapachu. Wcieranie zaczęła od czoła. Następnie
wmasowała ją w nos, brodę i szyję. Potem położyła się wygodnie na kanapie
tym samym zamykając swoje niebieskie oczy.
Czuła jak opuszcza ja energia. Oddychała wolno a jej ciało swobodnie opadało
w dół. Absolutny relaks. Wyobrażała sobie swoją nową twarz. Aksamitnie
gładką, młoda skórę. Oczami wyobraźni ujrzała zdumione spojrzenia swoich
znajomych. Zachwyt w oczach mężczyzn i zazdrość w oczach kobiet. Poczuła się
tak wyjątkowo odprężona. Magiczne dziesięć minut które zmieni jej oblicze i
wygładzi nierówności skóry. Znowu będzie lśnić jak dawniej. Spełniało się
ukryte marzenie. Boże co za ulga. Osiągnęła stan Alfa. Zniknął stres i
umknęło gdzieś całe napięcie psychiczne. Było jej teraz tak dobrze. Najpierw
nieświadomie uśpiła umysł. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy że minęło już
magiczne dziesięć minut. Potem nieświadomie uśpiła ciało. Odpłynęła daleko
spowita głębokim snem.
Detektyw Anthony Brasco pchnął przed siebie drzwi wejściowe do prosektorium.
- A jesteś Anthony, wejdź - zawołał lekarz, patolog znajdujący się za
biurkiem po drugiej stronie sali.
W prosektorium unosił się duszący zapach śmierci i martwego ciała. Na środku
sali, na wielkim metalowym, prosektoryjnym stole, spoczywało ciało Kate
Anderson. Od szyi w dół okryta była białym, bawełnianym prześcieradłem. Jej
twarz a właściwie to co z nie pozostało, budziło karykaturalny odruch
obrzydzenia. Całkowicie zniknęła skóra z twarzy odsłaniając puste oczodoły,
kościany nos i szeroko rozwarte szczęki. Detektyw przyjrzał się uważniej i
zauważył że ofiara nie ma także języka. Ktokolwiek wypatroszył głowę
denatki, zrobił to z niesamowitą wręcz chirurgiczną precyzją. Świadczyły o
tym symetrycznie okrojone zakończenia brzegów skóry na której trzymały się
włosy.
- Właśnie skończyłem - oznajmił patolog. Zamknął zeszyt w którym opisał
raport z sekcji zwłok kobiety i wręczył go detektywowi.
- Dziwna sprawa. - zaczął - Obawiam się że musisz wykluczyć w tej sprawie
udział osób trzecich. Chyba że... W co wątpię... Ktoś pomógł jej nałożyć to
paskudztwo na twarz.
- Paskudztwo? - zapytał zdumiony detektyw, unosząc wysoko brwi.
- Wygląda na to że wszystkiemu winne robaki. I to nie byle jakie robaki a
"Wirki Turbellaria".
Detektyw nie odrywał oczu od martwej kobiety.
- A trochę jaśniej?
- Sugerowałbym sprowadzić tutaj mikrobiologa ale postaram ci się to
wytłumaczyć w możliwie najprostszy sposób.
Doktor sięgnął ręką po mały szklany słoiczek znajdujący się na metalowej
tacce. Wypełniony był zieloną substancją która na pierwszy rzut oka
przypominała kisiel. Jednak kiedy detektyw przyjrzał się uważnie dostrzegł w
słoiku ruch. Galaretkowa masa nieznacznie drżała przemieszczając się po
ściankach naczynia.
- To są właśnie Wirki Turbellaria. Miniaturowe mikroorganizmy mające ogromny
wpływ na inne organizmy żywe takie jak zwierzęta czy ludzie. Robale te
posiadają niesamowite właściwości regeneracyjne tak zarówno dla siebie jak i
dla innych organizmów. Właściwie można by powiedzieć o nich że są
nieśmiertelne. Kiedy na przykład zabraknie im pokarmu mogą zjadać własne
komórki nie doznając przy tym żadnego uszczerbku na zdrowiu. Potrafią same
regenerować skórę, mięśnie a nawet mózg. Czytałem, że obecnie trwają badania
nad sposobem ich wykorzystania w leczeniu u ludzi na przykład w
transplantologii. W sterylnym, suchym środowisku zapadają w śpiączkę. Jednak
wystarczy odrobina wilgoci lub kontakt ze skórą, w tym przypadku człowieka,
by powołać je do życia. Nie mam pojęcia jak te stworzenia pojawiły się w
tutaj bo właściwe jedyne ich występowanie to kraje śródziemnomorskie. A już
zupełnie nie rozumiem jak znalazły się na twarzy tej kobiety. Robaki weszły
w reakcje z jej wilgotną skórą ale regeneracyjna reakcja nie została przez
nią przerwana, więc rozpoczęły wędrówkę w głąb jej ciała. Pożerały skórę i
oczy schodząc coraz głębiej w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca na założenie
kolejnej koloni. Żeby dokładnie oczyścić jej ciało musiałem powycinać
niektóre tkanki przełyku i krtani.
- Detektyw pokiwał z niedowierzaniem głową. Może ta kobieta też posiadała
jakąś wiedzę na temat tego paskudztwa i przy ich pomocy chciała pozbyć się
jakiś blizn znajdujących się na jej twarzy. Znaleźliśmy przy niej zdjęcie,
więc poszukamy tam jakiś śladów ran czy blizn i...
- Nawet zmarszczek - przerwał mu patolog. Myślę że nawet kilku minutowy
kontakt Wirków Turbellaria ze skórą mógłby spowodować regeneracje
zmarszczek. Ale to tylko moje skromne zdanie więc proszę nie brać go zbytnio
pod uwagę.
Detektyw spojrzał jeszcze raz na trupią czaszkę Kate. Uśmiechnął się samymi
kącikami ust i powiedział:
- Może jednak wezmę pod uwagę to zdanie bo faktycznie nie zauważam u niej
żadnych zmarszczek...
Tomasz Siwiec
(Dziękuje żonie za pewne informacje (sposób nakładania maseczki) bez których
zapewne tekst ten nigdy by nie powstał)
Wirki Turbellaria to płazińce które istnieją na prawdę. A ich
nieśmiertelność od dawna pasjonuje biologów oraz naukowców.
|
|