KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
KONTRAKT PAGANINIEGO - Lars Kepler

Mocny, porywający, bezpretensjonalnie intrygujący… Słów nie starczy by opisać jak mocno więzi mnie poznany ostatnimi czasy szwedzki kryminał. Najpierw spotkałem się z twórczością Stiega Larssona i jego powieścią Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Po tej lekturze zastanawiałem się, co pochwycić kolejnym razem. Kilka dni temu rozwiano moje wątpliwości wręczając mi powieść Larsa Keplera.

Kontrakt Paganiniego, który ukazał się w tym roku nakładem Wydawnictwa Czarne, to z jednej strony książka bajecznie wciągająca, a z drugiej – oparta na klasycznej konstrukcji fabularnej. Przestrzeń historii w niej opisanej rozciąga się na ponad pięciuset stronach zapisanych krzepką, misterną treścią. Odurza zawrotną akcją, dynamicznymi scenami pościgów i głęboką, zawoalowaną intrygą.

To też drugie spotkanie z komisarzem Jooną Linną, który stanowi obraz policjanta idealnego i konkurencję dla świata literackiej detektywistyki. Jest szybki, sprawny, niewiarygodnie inteligentny… W dodatku ma pewien szczególny dar obserwacji ludzkich zachowań i umiejętność logicznego kojarzenia ze sobą pozornie nie związanych faktów. Coś jak wysportowany Harcules Poirot lub Holmes. Zabójczo skuteczny, nieprzejednany i ujmujący. Nic dodać nić ująć.

Ten facet wszedł na arenę literacką w poprzedniej powieści Keplera – lub raczej pary znanych szwedzkich pisarzy Alexandra Ahndorila i Alexandry Coelho Ahndoril, którzy „chowają się” za tym pseudonimem artystycznym – Hipnotyzerze. Powieść ta wywołała spore zamieszanie na rynku wydawniczym. Nic dziwnego, bo gdy pojawia się diabelnie utalentowany, anonimowy autor porównywany do Larssona woda w szklance zawsze się burzy. Ale o czym w powieści przeczytamy?

Młoda kobieta zostaje znaleziona martwa w kajucie luksusowego jachtu. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zastano ją w pozycji siedzącej, a jej płuca były wypełnione wodą morską. Na łodzi nie ma nikogo więcej. Zaczyna się robić nieprzyjemnie. W toku śledztwa wychodzi na jaw, że na statku był ktoś jeszcze lecz pozostali pasażerowie zniknęli… Tropy co krok się urywają, to znów wypływają na powierzchnię. To wyjątkowo śmierdząca sprawa, która staje się oraz bardziej zagmatwana, a ślady prowadzą do wysokich stanowiskiem państwowych oficjeli. Robi się więc także bardzo niebezpiecznie. Linna wchodzi na grząski grunt. No, dość już zdradzania tajemnic Keplera.

Cóż jest takiego w tej powieści, że jej lektura staje się tak ujmująca? Pomysł, jak w przypadku większości kryminałów nie jest czymś co tworzyło by całkowicie nową jakość. Jak to się mówi, wszystko już było. A jednak dalej pisze się i długo będzie pisało bestsellery. Powód – paradoksalnie – widocznie nie „wszystko” już było, albo przybrało nową formę. Nie będę się kreował na wielkiego znawcę kryminału. Daleko mi do tego, by oświadczać, że znam się na tym. Ale mam coś na kształt intuicji oraz w miarę – moim skromnym zdaniem – dobry gust literacki. W swoim krótkim życiu przeczytałem kilkaset książek, czuję więc, gdy coś mi się podoba, gdy mnie to chwyta i zaraża.

Kiedy łapie się za dobry kawał literatury ciarki chodzą po plecach, sen odchodzi na drugi plan, nie chce się jeść ani pić niczego innego oprócz kawy. Dobra lektura pompuje w nas energię jak kroplówka po wypadku. Swoją drogą – czytając, nasz mózg w pewny sensie ulega dezaktywacji. Całkowicie przeprogramowuje się na hedonistyczną lekturę. I o to właśnie chodzi.

Udała się ta powieść państwu Androhil, udała. Wciąga niczym betonowe, mafijne skarpetki szybko nas ubezwłasnowolniając. No, może nie aż tak… Ale wiąże nas powrozem słów i upycha w bagażniku. I choć prowadzi dość szybko i ostro, ten wyłożony jest aksamitnym materiałem. Warsztatowo książka jest świetna, gratulacje dla pani Marty Rey-Redlińskiej – tłumaczki. Nie wiem czy oryginał jest tak samo dobry, ale polskie wydanie stylistycznie trafia w mój gust jak zawodowy zabójca.

Autorzy przemycają w treści także swoje prywatne sprawki i zainteresowania. To pole znaczeniowe jest bardzo delikatne ale zaryzykuję, że ewidentnie lubią filmy akcji i muzykę ZZ Top, choć może tak mi się tylko zdaje. Kręci ich dobra powieść akcji.

Polecam każdemu kto ma chęć się nieco rozerwać, rozluźnić, a i przestraszyć od czasu do czasu. Jeśli kogoś nie bolą oczy, nie ma co zrobić z wolnym czasem lub też szuka ciekawej książki – niech chwyta za papier i podpisuje Kontrakt Paganiniego. Reklamacji nie przyjmuję.

PS. Chyba stanę się fanem szwedzkiej prozy kryminalnej. Dwóch autorów już za mną… kto kolejny?

 

Tytuł: Kontrakt Paganiniego

Autor: Lars Kepler

Tłumaczenie: Marta Rey- Redlińska

Wydawca: Wydawnictwo Czarne, 2012

Stron: 524

Gatunek: thriller, kryminał, sensacja

Ocena: 10/10

 

 

Mormegil