KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

OPOWIADANIE: Jakub Ferborg

KONIEC ŚWIATA - transmisja

Gdzieś w Piekle.

   Przed telewizory zasiedli niemal wszyscy mieszkańcy Otchłani. Dziś miał lecieć program specjalny. Nie żaden tam serial wojenny, katastroficzny lub film o kryzysie atomowym. Nie, dziś telewizja serwowała widzom transmisję na żywo z końca świata. Różne mniejsze stacje prywatne proponowały zawężoną tematykę, jak na przykład transmisje jedynie z poszczególnych krajów. Jeśli więc któryś z demonów czy diabłów był wielkim fanem jakiejś konkretnej narodowości, państwa bądź grupy społecznej, mógł skupić się na ich własnej tragedii. Większość jednak liczyła na przekaz ogólny, dlatego we wszystkich pubach, na ekranach telewizorów królowała telewizja państwowa. Ci, którzy nie spędzali tego czasu w domach na własnych kanapach, rozeszli się ze znajomymi po knajpach.

   Gringo i Melfer, demony Trzeciego Kręgu, nie byli aż tak zainteresowani, więc udali się do kawiarni literackiej, gdzie jedynie radio miało transmitować zbliżający się Armagedon, a gości nie było wcale dużo. Zasiedli do stolika w rogu i czekali na kelnerkę, chłonąc wzrokiem wystrój wnętrza. Ściany pokrywała boazeria zgniłozielonego koloru, gdzieniegdzie wisiały obrazy smoków i demonic, a całość oświetlała zawieszona pod sufitem lampka z kloszem w kształcie czaszki.

- Przyjemne miejsce – zauważył Gringo, drapiąc się czarnymi szponami po podbródku.

- Moje ulubione – potwierdził kolega – nigdy nie ma tu za dużo demonów. Można spokojnie porozmawiać i… - zrobił znaczącą pauzę – robią wyśmienitą kawę.

- Pamiętam, mówiłeś: czarna jak noc i słodka jak krew niemowlaka.

- Dokładnie. Wiesz… - chciał rzucić jeszcze jakąś uwagę ogólną, ale przerwał, słysząc z głośnika pod sufitem, że zaraz nastąpi ważny komunikat.

Uwaga! Program główny nieco się opóźni ze względu na wypadek w stajni Jeźdźców Apokalipsy. Organizatorzy bardzo przepraszają i jednocześnie zapewniają, że zrekompensują widzom tę stratę. Według nieoficjalnych informacji koń Głodu złamał nogę i jest błyskawicznie hospitalizowany. Atrakcją zastępczą mają być następstwa, przeprowadzanej właśnie przez Niebiańską Korporację Mediów, akcji polegającej na rozsiewaniu wśród ludzi plotek o zbliżającym się końcu. Na chwilę obecną zapoczątkowało to zamieszki w Europie Środkowo-Wschodniej i na Bliskim Wschodzie. Zobacz…

   Melfer przestał słuchać i zwrócił się do towarzysza:

- Sprytne te skurczybyki z Nieba, zgarną za to przedstawienie grubą kasę, a nawet za bardzo się nie napracowali, ot kamery ustawić i już. Resztą i tak zajmuje się Bóg.

- Wszystko to dzięki nam – dodał Gringo. – U nich nikt tego nie obejrzy, chyba nawet zakazane jest, bo niemoralne. Ale żeby robić transmisje dla nas i napychać przy tym kiesę, to już problemu nie widzą – uniósł się oburzeniem i prawie splunął na podłogę.

- Hipokryci zasrani – skwitował towarzysz.

 

Kelnerka podeszła do ich stolika, niosąc sporych rozmiarów tacę i zaczęła stawiać filiżanki z kawą i miseczki pełne jakichś chrupków.

- Nie złożyliśmy jeszcze zamówienia – zauważył Gringo, patrząc demonicy bynajmniej nie w oczy.

- Spokojnie – rzekł Melfer i wyjaśnił – to pakiet stałego bywalca. Dziękujemy pani – skłonił się w jej stronę, otrzymując w zamian drapieżny uśmiech i zwrócił się do kolegi. – Na pewno ci zasmakuje.

- Bezkrwista? – zainteresował się kolega pociągając nosem.

- Nie inaczej, w naszym wieku trzeba dbać o ciśnienie i serce.

 

   Upili po łyku kawy, a Gringo sięgnął po przekąskę.

 

- Mmm… - zamruczał z zadowoleniem. – Chyba sam zacznę tu przychodzić.

- Polecam, to naprawdę kulturalne miejsce – rzekł i dodał z jadem: bydła tu nie wpuszczają.

- A propos bydła, słyszałeś o ostatniej burdzie w Roznegliżowanej Meduzie?

- To ten nowy pub na rogu? – spytał Melfer i od niechcenia sięgnął po chrupki.

- Pub… - prychnął kumpel. – Mordownia zwykła. Ale, tak. Zjawił się tam ostatnio, ten, no… - Gringo nad czymś się przez chwilę intensywnie zastanawiał. – Nigdy nie pamiętam jak się nazywa ten aktorzyna. Taki pokurcz, co wygląda jak rozjechana żaba – dokończył, pewny że właściwie opisał osobnika.

- Hitler – podsunął rozmówca.

- A właśnie, dzięki – rzekł i wyszczerzył kły w uśmiechu, po czym kontynuował. – Przyszedł razem ze swoją świtą. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że na miejscu już bawili Stalin i Mao. Nim ochrona zauważyła co się święci, święci – zaśmiał się demon – hehe, uwielbiam ten żart, no więc nim się połapali, to Adolfiaki zdążyli wytłuc już wszystkie szyby, a potem podpalili knajpę.

- Złapali ich?

- A gdzie tam… - Gringo machnął tylko ręką i upił kolejny łyk kawy.

- Jak ja nie znoszę tych celebrytów. Wystarczy, że ich film czy serial się sprzedał, a już dostają przepustkę do piekła z pełnym pakietem przywilejów i panoszą się gorzej niż te typy z Piątego Kręgu.

- A reszta Mrocznych się jeszcze cieszy! – oburzał się demon.

- Żebyś ty widział. Jedna moja znajomka, Lefret się nazywa, zaprosiła mnie kiedyś na drinka do klubu. Wchodzimy a tam na parkiecie Mao, w towarzystwie chińskich kurtyzan. Nim się obejrzałem, laski przy mnie nie było. Kisiel w majtkach, mówię ci – warknął Melfer i wyraźnie rozgniewał się na to wspomnienie. – No, a jak mu nadskakiwała! „ Panie Mao, jestem pana największą fanką! Oglądałam Długi Marsz od pierwszego odcinka! Nic dziwnego, że dostał pan za to dziesięć nominacji. Chociaż ja i tak najbardziej lubię Wielki Skok i Rewolucję Kulturalną” – zapiszczał, parodiując swoją koleżankę. – A wiesz co było potem?! Wyciągnęła małą czerwoną książeczkę i poprosiła o autograf!

- Żenada – zgodził się oburzony kolega – na tych gadżetach tez ktoś niezłą kasę robi.

- Żeby to tylko demony, ale nawet diabły zidiociały przez tę telewizję.

- Chociaż – zaczął z lekką rezerwą – nie wszystkie te seriale są takie złe. Pamiętasz Wietnam?

- No okej, to było niezłe – zgodził się. - Jeśli już przy tym jesteśmy, to może znasz film w podobnym klimacie, miał tytuł: Kampucza.

- Coś mi się obiło o uszy - przyznał i sięgnął po chrupki, które jak stwierdził, kończą się niepokojąco szybko.

- Aktor, który grał głównego bohatera – ciągnął Melfer – Pol Pot, mówię ci, człowiek wielkiej klasy, z wykształceniem, nie to co ten szwabski awanturnik – zakończył z grymasem.

- Zastanawiałeś się co będzie po końcu świata z telewizją? – zagadnął Gringo zmieniając temat.

- Ponoć nic, powtórki starych filmów i seriali, a potem to zlikwidują. Słyszałeś na pewno, że telewizja jest tylko efektem ubocznym, całego tego boskiego cyrku.

- Tak – przytaknął demon i przewrócił oczyma. - To chyba Michał Archanioł wpadł na pomysł, że można by nam te ludzkie historie sprzedawać.

- Właśnie – rzekł i pokiwał ochoczo głową. – Sam jeszcze pamiętam jeden z pierwszych programów, Mroczne Wieki się to chyba nazywało, czy coś…

- Mroczne wieki, to się na to teraz mówi – skorygował kumpel – a dawniej to nie wiem, zresztą nie były pierwsze. Zaczęło się od Upadku Rzymu.

- Możliwe – zgodził się bez przekonania. - W każdym razie nie wierzę, by to tak porzucili. To są zbyt duże pieniądze.

- Dla archaniołów z konsorcjum – uzupełnił Gringo. – Bóg traktuję tę sprawę z ludzkością poważnie i będzie realizował swoje plany. Michałowi się udało, bo szef machnął ręką na sprawę, skoro nie wchodzili mu w paradę.

- Raczej drugiego świata nie stworzy – zauważył Melfer.

- Skąd wiesz? Czytałeś tę jego książkę? – zapytał z ożywieniem.

- Biblię? To nie robota ludzi? – zdziwił się tamten i podrapał po grzbiecie.

- To tylko przykrywka, pseudonim artystyczny – wyjaśnił kumpel. – W każdym razie, historia jest nieźle poryta, mówię ci. Przez większość czasu nic się tam nie dzieje, ale jak już miejscami się akcja rozkręci, to ręce, nogi, mózg na ścianie. – Zakończył cytując, jakieś egzotyczne powiedzonko.

 

   Znowu na chwilę zamilkli i zwrócili głowy w stronę radia.

Zaczynamy za parę minut. Jeźdźcy czekają już na pozycjach startowych. Zaraza dopina właśnie ostatnie klamry swej zbroi. Według niektórych ich udział w przedsięwzięciu może okazać się niepotrzebny. Rozsiane wcześniej przez twórców plotki, wymknęły się spod kontroli i zbierają już tragiczne żniwo. Państwo Izrael nie istnieje, zamienione przez sąsiadów w atomową pustynię. W Stanach Zjednoczonych ludność latynoska wywołała zamieszki, które mają na celu oderwanie zamieszkanych przez nich południowych stanów i przyłączenie do nowopowstałej Katolickiej Republiki Meksyku.

   Słuchaliby dalej, gdyby w tym momencie drzwi kawiarni nie otworzyły się. Do środka wszedł niewielkiego wzrostu demon, ubrany zupełnie inaczej niż pozostali. Zamiast ciemnego, nabijanego ćwiekami, skórzanego kaftanu, miał na sobie białą, lnianą tunikę. Gringo przez chwilę przyglądał mu się z zaciekawieniem, starając się przypomnieć sobie, skąd zna tego typu ubiór. Dopiero rzut okiem na głowę i ufarbowane na złoto nieliczne włosy przybyłego, pozwolił wszystko zrozumieć. Demon tylko wzdrygnął się i syknął złowrogo.

- Czy to… - zaczął.

- Tak - przerwał lekko zmieszany kumpel. – To taki folklor, w zasadzie jedyny minus tego miejsca.

- Folklor? – warknął wściekły rozmówca.

- Oj, daj spokój. – Melfer tylko machnął ręką. – To artysta, wiesz jacy oni są.

 

Jeźdźcy Apokalipsy opuścili już swoje boksy i lecą w stronę Ziemi. Na prowadzenie wysuwa się Głód. Powinniście to zobaczyć drodzy państwo. Dziesiątki tysięcy martwych ludzi, susza była w tym roku bardzo dotkliwa w Afryce, tak ze nie zebrano żadnych plonów. Pomoc humanitarna z reszty świata nie dochodzi na skutek wszechobecnego Wojny, który zaczął właśnie zbierać żniwa. Halo? Halo? Zostawiamy Czarny Ląd i przenosimy się do Azji, bo tam właśnie zbliża się Głód. Po…

   Chociaż koledzy starali się nie zwracać uwagi na to co nadają w radio, mimowolnie nadstawiali spiczastych uszu i przerwawszy rozmowę analizowali zasłyszaną relację. Melfer wyjrzał przez okno, ulica była pusta, na co dzień tętniąca życiem, dzisiaj zupełnie opustoszała, sprawiając wrażenie, ze miasto wymarło. Gringo zwrócił uwagę na zasępione spojrzenie kumpla, zwrócone za okno.

- To smutne jak ta telewizja wszystkich ogłupia – zauważył.

- Dokładnie, a teatry świecą pustkami – dodał demon odrywając wreszcie wzrok od ulicy.

- Teatr – westchnął rozmówca i nieznacznie się uśmiechnął. – Pamiętam jak zabierali nas tam, gdy jeszcze byliśmy uczniami. Zawsze na koniec spektaklu palono dusze potępionych. To było prawdziwe – rzekł z pasją – żywy, namacalny kontakt ze sztuką. A telewizja – zgrzytnął zębami – ot gadające pudło.

- I te ciągłe reklamy – dodał Melfer, bo właśnie nadawali jedną.

Za chwilę przed państwem skutki działań Zarazy. Jeśli chcecie je odbierać w wysokiej jakości obrazu, już teraz dzwońcie i zamawiajcie dekodery. Tylko z nami, wirus ebola na wyciągnięcie ręki…

   Dopili kawę, więc Melfer poprosił o butelkę dobrego radzieckiego wina, z piwnic NKWD. Kolega zdał się na niego zupełnie w tej sprawie, bo chociaż lubił dobre trunki, nie uznawał się za konesera. Podając zamówienie kelnerka musnęła biustem policzek Gringo, co nie uszło uwadze jego towarzysza, który poczekał aż demonica odejdzie.

- Ty byku, leci na ciebie – zaskrzeczał kumpel z zazdrością w oczach. – Odkąd ta buda stoi, każdy jeden facet ślini się do niej i jedyne na co może liczyć w zamian, to limo.

- Ma się ten zwierzęcy magnetyzm – odparł demon jakby od niechcenia.

Wojna wysuwa się wreszcie na prowadzenie. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Ameryka Południowa w ogniu. Stany Zjednoczone korzystając z okazji najeżdżają na Wenezuelę, to tylko bardziej rozjusza latynoskich buntowników. W Rosji wojna domowa. Skąd wzięli się ci bolszewicy…

- W dzisiejszych czasach przesądzają z efektami specjalnymi – zawyrokował Melfer. – Pamiętasz jeszcze serie o rycerzach? To były złote lata telewizji. A teraz? Tylko wybuchy i lasery, a wszystko tak precyzyjne, że aż przewidywalne.

- Taaa… - potwierdził Gringo i zmienił temat. – Świetne to wino, jak zawsze miałeś rację. Do tego ciastka, ze szpony lizać.

- Ponoć ściągają je z cukierni Szóstego Kręgu – rzucił konspiracyjnym tonem kumpel.

- Fiu, fiu, naprawdę muszę tu zahaczyć na dłużej – rzekł i zerknął na kelnerkę, cmokając z zadowoleniem.

   W tym momencie, do kawiarni weszły kolejne demony, ubrane w anielskie szaty. Było ich pięcioro, w tym jedna demonica. Melfer zmierzył ich wzrokiem i stwierdził, że to uczniowie, pobliskiej szkoły średniej lub co najwyżej studenci. Ich również nie interesowała apokalipsa, ale z zupełnie innego powodu – z przekory i na pokaz dla społeczeństwa. Gringo chciał już splunąć na podłogę, ale przypomniał sobie, że jest w kulturalnym lokalu i tylko prychnął na znak pogardy, po czym wyszczerzył do nich kły, gdy tylko odwrócili się w jego stronę. Wystarczyło to by pospiesznie uciekli do drugiej sali.

- Tylko wcześniej – kontynuował przerwaną wypowiedź – warto by wykurzyć tych szczyli.

- Nie da rady, to żyła złota dla właścicieli – wyjaśnił Melfer przewracając oczami i dodał. - Gnojki sami o sobie mówią: narybek pisarski.

- I o czym takie pokraki niby piszą? – zakpił kumpel.

- O niczym, a jak już któryś coś nawet napisze, to nikt nie chce tego czytać, nie wyłączając kolegów. Powiem jeszcze, że choć budzi to grozę u porządnego piekielniaka, takiego jak ja, tych smarków charakteryzuje niezdrowa fascynacja kulturą Niebios i tamtejszymi twórcami.

- Pewnie prócz tego, że ubierają się jak cioty, to jeszcze skopiowali od nich inne szkodliwe nawyki.

- Niestety, ale nie przejmuj się nimi – uspokoił demon – zajmują na ogół pierwsze piętro.

Świat chyli się ku upadkowi,. Nieliczni przeżyli ludzie wymierają powoli na skutek chorób lub zjadają się nawzajem. Jako ciekawostkę podam, czego chyba nikt się nie spodziewał, że wszystkie nieszczęścia przetrzymał pewien, mały i słabo znany kraj i Europy Środkowo-Wschodniej. Polska, bo to jej imię jest teraz na ustach wszystkich. Jeśli postawiliście na nią pieniądze u bukmachera, to czeka was teraz wygodne życie. Przy okazji przypominam, ze nasz konkurs trwa. Pytanie brzmi: czy Bóg oszczędzi planetę, czy na koniec rozsadzi ją na kawałki? Głosujcie pod numerem…

- A jak twój awans? – zagadnął Gringo ignorując radio.

- Znowu odsuwa się w czasie. Szef wprowadził swojego bratanka – mruknął Melfer i spochmurniał.

- To gnój. Mimo wszystko i tak masz świetną pracę w tym urzędzie, przede wszystkim stabilną. – Starał się pocieszyć kumpel. – A taki Kraft? Pracuje przy rozładunku potępionych – wyjaśnił szybko, widząc niezrozumienie w oczach towarzysza. – Przez następne dni będzie sobie żyły wypruwać, po tym armagedonie. To jeszcze nie jest najgorsze, jak już wykonają pracę, to dziękuję i do widzenia.

- Chociaż stawka za nadgodziny niezła, plus jakaś odprawa – dodał kumpel. – Sam miałem się dorywczo za to wziąć, by dorobić, ale…

- …nie chce się, wiem – dokończył kolega.

- Powiedz mi – zaczął Melfer z wyrazem olśnienia na twarzy – jak to jest, że ty, listonosz, w tak burzliwym okresie dostałeś wolne? Przecież na tej poczcie, macie tego zapierdziel.

- Bzyknąłem szefową - wypalił tamten bezceremonialnie.

- Ty chyba masz na swoim koncie, połowę wszystkich demonic, do Czwartego Kręgu włącznie – rzekł i gwizdnął z uznaniem, na co Gringo jedynie uśmiechnął się nieznacznie.

 

Tak, tak! Jednak ją wysadził! Według niepotwierdzonych jeszcze informacji kres ludzkiemu gatunkowi i całej planecie przyniósł zbłąkany meteoryt.

- Wreszcie – jęknął z ulga Melfer.

- Zgadzam się, wypijmy za koniec tego cyrku.

- Oby definitywny.                 

 

 

***

   Bóg wstał z kanapy i zgasił telewizor. Nie był szczególnie zadowolony z tego, że Michał z ferajną zarabiali fortunę na ludzkim nieszczęściu, ale z drugiej strony, dzięki temu nie musiał już trzymać księgowej i martwić się o ich pensje. Zresztą odkąd zaczęli bawić się w te całą telewizję, nie wpadali już do niego co drugi dzień na piwo. Teraz, gdy wszystko skończone, znów będzie miał ich na karku i ta myśl przyprawiała go o ciarki.

   Nie, powiedział sobie, tak być nie może, musze załatwić chłopakom jakieś zajęcie, bo inaczej mnie zamęczą. Skierował się do gabinetu w poszukiwaniu planów stworzenia świata. Bo choć był wszechmogący to jednak nie chciało mu się bawić w to od początku, skoro miał już gotowy, sprawdzony projekt. Kiedy doszedł do drzwi i chwytał już za klamkę coś go tknęło.

- Najpierw kawa – powiedział na głos i zawrócił do kuchni. – Jak się rozbudzę, to i może kilka poprawek się wprowadzi, do tego nowego świata…