KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
KOBIETA W CZERNI

Młody notariusz z Londynu Arthur Kipps (Daniel Radcliffe) przyjeżdża do małego miasteczka, by uporządkować papiery zmarłej samotnej właścicielki domu. Nad odciętym od świata domem na Węgorzowych Moczarach unosi się atmosfera strachu i tajemnicy. Okoliczni mieszkańcy omijają posiadłość z daleka i niechętnie o niej rozmawiają. Bohater jeszcze nie wie dlaczego. Tymczasem zaczyna mu się ukazywać ubrana na czarno kobieta a w miasteczku dochodzi do tragicznych wydarzeń. Kim jest tajemnicza postać i jaki związek ma z wydarzeniami, na te pytania próbuje odpowiedzieć Kipps a razem z nim widz najnowszego filmu James’a Watkinsa „Kobieta w czerni”.

„Kobieta w czerni” jest horrorem. Nie jest to jednak ten typ filmu, w którym psychopatyczny morderca biega z piłą mechaniczną i prześladuje mało rozgarnięte nastolatki. W którym krew leje się strumieniami a wnętrzności człowieka rozbryzgują po całym ekranie. Watkins postanowił zrobić film, który zamiast epatować krwawymi i brutalnymi scenami i wywoływać u widza obrzydzenie i odruchy wymiotne, będzie wbijał w fotel i od pierwszej do ostatniej minuty trzymał w napięciu. Czy mu się to udało?

Chyba, jednak nie do końca. Nie jest to obraz, który wywołał na mnie aż takie emocje, że nie mogłam zasnąć. Poza kilkoma scenami, podczas których czułam lekki niepokój reszta jest dosyć nużąca. Ukazanie się kobiety w oknie, dziwne odgłosy czy samoczynne uruchamianie zabawek, to jednak trochę za mało żeby mnie przestraszyć. Nie podobał mi się także finał filmu. W takich obrazach o wiele ciekawsze i działające na wyobraźnie widza jest niedopowiedzenie. W tym przypadku reżyser poszedł o krok za dużo. Przyjazd pociągu byłby świetnym zakończeniem, niestety zaserwowano nam jeszcze banalną i tandetną scenę. „Kobieta w czerni” w estetyce horroru wypada blado i daleko mu do arcydzieł tego gatunku.  Nie znaczy to jednak, że film jest kompletnym fiaskiem. Akcja filmu rozgrywa się na początku XX wieku Dobrze oddany klimat ówczesnej Anglii, dopracowane kostiumy i sceneria są jego pozytywnymi aspektami.

Piszą o „Kobiecie w czerni” nie można nie wspomnieć o kreacji aktorskiej. Otóż w rolę Arthura Kippsa wcielił się Daniel Radcliffe. I tu muszę Wam się do czegoś przyznać. Nie widziałam ani jednej części przygód Harrego Pottera. Film nie dla mnie, darowałam sobie. I może to i lepiej, bo teraz Radcliffe’a nie postrzegałam przez pryzmat małego czarodzieja. Aktor podołał wyzwaniu, sprawdził się i zbudował ciekawą postać. I w przyszłości właśnie w takich filmach go widzę. Ze względu na jego warunki fizyczne, nie wyobrażam go sobie w roli amantów czy biegających po mieście z giwerą twardzieli.  

„Kobieta w czerni” nie jest filmem, który jeżeli nie obejrzycie to poczujecie, że ominęło Was coś niesamowitego. Do kin warto pójść, ale nie spodziewajcie się fajerwerków, bo tych na pewno nie będzie.   

 

ZAJĄC   

 

Reżyseria: James Watkins

Scenariusz: Jane Goldman

Premiera:  2 marca 2012 (Polska)

Produkcja: Kanada, Szwecja, Wielka Brytania

Obsada: Daniel Radcliffe, Janet McTeer, Mary Stockley, Lucy May Barker, David Burke

 

 

RECENZJA NR 2

„Gdy człowiek umiera w gniewie, jego ostatnia wola posiada moc nadprzyrodzoną, w ten sposób rodzi się klątwa.”

Zdawać by się mogło, iż o Susan Hill wiara usłyszała dopiero po premierze filmu, który powstał na podstawie jej powieści. I chociaż nie wiem jak inni czytelnicy, ze mną tak właśnie było. Co więcej, najpierw obejrzałam „Kobietę w czerni”, później sięgnęłam po lekturę tejże. Przyznam, że nie spodziewałam się tak wielu różnic między tym co zobaczyć można na srebrnym ekranie, a literackim pierwowzorem.

Arthur Kipps to młody notariusz, który zostaje wysłany z Londynu na wieś, aby uczestniczyć w pogrzebie zmarłej niedawno właścicielki Domu na Węgorzowych Moczarach. Jego zadaniem jest też uporządkowanie dokumentów zgromadzonych przez ową damę oraz przygotowanie domu na sprzedaż. Okazuje się, że miasteczko, w którym się zatrzymuje jest niezmiernie urokliwe, a jego mieszkańcy, choć nieco dziwni, są całkiem sympatyczni. Jednak na dźwięk nazwiska zmarłej oraz nazwy domu, którym ma zająć się bohater, wszyscy reagują zdenerwowaniem i wymownym milczeniem. Z czasem Arthur zdaje sobie sprawę, że Dom na Węgorzowych Moczarach nie jest zupełnie pusty, a nękające go upiory są całkiem rzeczywiste i groźne jak nigdy dotąd.

Książka „Kobieta w czerni” jest dosyć specyficzna. Narracja jest pierwszoosobowa, a bohater opisuje po prostu swoje wspomnienia, dzięki temu, łatwo jest poczuć odpowiedni klimat i nabrać wrażenia, że całej historii czytelnik wysłuchuje siedząc przy ognisku. Powieść ma właśnie taki lekko gawędziarski ton. Niestety osoby, które tak jak ja wolą relacje z trzeciej ręki i szybkie tempo, którego nadają wszechobecne dialogi, nie będą usatysfakcjonowane. Forma powieści ma charakter stricte opisowy. Bohater przywołuje swoje przeżycia i odczucia. Ma to oczywiście swój urok, który może zachwycić czytelników lubujących się w opisach stanów emocjonalnych i psychicznych bohatera – to po prostu kwestia gustu.

Nie jest to klasyczny horror. Chociaż, historie o duchach zaliczają się do nurtu grozy, brak tu krwawych scen oraz brutalnych opisów wydarzeń. Groza jest tutaj budowana poprzez specyficzny klimat miejsca w jakim dzieje się akcja. Przenikliwa mgła, ciemność, różne niezidentyfikowane dźwięki oraz wszechobecna niepewność tego co się za chwile stanie – tym właśnie autorka buduje napięcie. Trzeba przyznać, że jest to dobra powieść, która ładnie prezentuje się na półce, jednak dla osób szukających mocnych wrażeń zupełnie się nie nadaje. Książkę polecam tym czytelnikom, którzy lubią się bać, jednak rzadko sięgają po naprawdę przerażające historie. Powieść nadaje się także dla trochę młodszych (np. 13-14 lat) czytelników, właśnie przez to, że jest lekka i brak w niej brutalnych scen.

 Fuzja

Moja ocena: 4/6

 

Autor: Susan Hill

Tytuł: Kobieta w czerni

Wydawnictwo: Amber 2012

Ilość stron: 224

 

 

 

RECENZJA NR 3

A tak lubiłem czarny kolor, bagna i samotne wysepki… Kobieta w czerni w reżyserii Jamesa Watkinsa to jedyny dobry horror jaki miałem okazję obejrzeć podczas maratonu filmów grozy, jaki Multikino serwowało 20.04 2012 roku. Tylko ta produkcja sprawiła, że warto było się tam znaleźć (pomijając cudnie przerażający thriller Oczy Julii).

Klimat jaki tworzą autorzy tej historii przytłacza niczym hydrauliczna prasa, dosłownie wgniata w fotel! Skąd taki efekt… nie wiem, bo gruncie rzeczy nie ma tu nic nowego. Ba, powiedziałbym, że mniej więcej połowę „zerżnięto” z fantastycznego Sierocińca. O co jednak chodzi…

Głównym bohaterem jest Arthur Kipps (w tej roli sztywny, acz sympatyczny Daniel Radcliffe – Harry Potter!) młody londyński notariusz, który ma uporządkować papiery po śmierci pewnej kobiety, właścicielki Domu na Węgorzowych Moczarach mieszczącego się odległej wiosce. Nie wie, że za każdym razem, gdy ktoś próbuje wetknąć w dawne sprawy swój nos (wścibski czy nie) dzieje się coś złego. Co jakiś czas bowiem pojawia się tytułowa kobieta w czerni, zjawa niosąca ze sobą śmierć w akcie zemsty… za co? Tego się dowiecie oglądając film…

Bardzo dobrze uchwycono tu kultowy już obraz angielskiej prowincji i brytyjskiego, deszczowego klimatu. Wszystko co widzimy jest szare, wyblakłe i wilgotne, zroszone klejącą się do ubrań mżawką lub otulone mgłą.

Twarze bez wyrazu, przerażone dzieci, fanatyzm w oczach mieszkańców zagrożonej mieściny. Wszystko to sprawia, że ciarki przechodzą po plecach. I ta permanentna cisza. Nie dzieje się tam prawie nic, nawet zwierząt jest niewiele. Tym mniej, im bliżej demonicznych Wężowych Moczarów.

Najciekawsze są sceny aktywizacji się zjawy. Mimo iż tło muzyczne, praca kamery, przyspieszone ujęcia sugerują nam pojawienie się zagrożenia – niemal zawsze nas zaskakuje. I o to chodzi w filmie grozy. O tę chwilę, gdy czujemy się bezradni, całkowicie ubezwłasnowolnieni. Są w tym filmie momenty, które ścinają krew w żyłach, to trzeba przyznać. 

Co do błędów… wspominałem, że mniej więcej połowa fabuły „zapożyczona jest” z Sierocińca. To fakt, a przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Te same sceny, te same ujęcia, motywy i w pewnym sensie – nawet postaci. O tu i tu chodzi bowiem o śmierć dziecka. W przeciwieństwie jednak do Orfanato, Kobieta w czerni do samego końca pozostaje horrorem, nie zmienia się w dramat czy film obyczajowy.

Zakończenie natomiast budzi większą konsternację, stawia pytanie o przebaczenie. Czy jest możliwe. I czy dusze zmarłych mogą zaznać spokoju, gdy ich „misja” dobiegnie końca. Bardzo możliwe, że dotyczy to jedynie tych „dobrych” duchów, lub pokutników. Nie mścicieli. Kłoci się równocześnie z tym, co myśli widz.

Ta brytyjsko-szwedzko-kanadyjska produkcja mocno oddziałuje na wyobraźnię. Większość dynamicznych scen kręconych było w nocnym tle. Niewiele widać. Tło muzyczne podsuwa nam wskazówki umożliwiające samodzielne rozeznanie w sytuacji. Klaustrofobiczne wnętrza, dziwne odgłosy, świadomość wszechobecnego zagrożenia… świetna robota.

Na koniec coś, co nie zawsze zauważmy, a mianowicie postać głównego bohatera. Nie bez znaczenia jest odtwórca głównej roli. Obecność faceta, który zagrał jednego z najbardziej charakterystycznych bohaterów współczesnej poop-kultury zawsze wypacza kolejne role. To element, który Może zaważyć na odbiorze filmu. Na sali kinowej krzyczano, że to Harry Potter… dziecinada, lecz coś w tym jest. Trzeba wyzbyć się tych uroczych wspomnień i dać młodemu aktorowi szansę wykaraskania się z szuflady do jakiej go wrzucono. Wówczas, film się na pewno spodoba.

Niniejszym – polecam.

 

Tytuł: Kobieta w czrni

Reżyseria: James Watkins

Scenariusz: Jane Goldman

Produkcja: UK, Szwecja, Kanada

W rolach głównych: Daniel Radcliffe, Ciarán Hinds

Muzyka: Marco Beltrami

Premiera: 2 marca 2012 (Polska)  3 lutego 2012  (świat)

Czas trwania: 1 h 35 min.

Gatunek: Horror

 

Ocena: 8/10

 

Mormegil