KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL
patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
Cztery trzymające w napięciu opowiadania o ludzkich pragnieniach...


Cztery autorki - J. D. Robb,  Patricia Gaffney, Mary Blayney i  Ruth Ryan Langan - stworzyły odrębne, poruszające światy, które łączy jedno: wiara w miłość umożliwiającą przekraczanie wszelkich granic.

 

To z miłości bohaterowie tych opowiadań, zasadniczo kobiety, posuwają się do zbrodni, by pomścić śmierć najbliższej osoby ("Fałszywa śmierć"), przeciwstawiają się ograniczeniom ludzkiej egzystencji i chorobie, aby towarzyszyć ukochanym w ich codziennym życiu ("Pieskie życie Laurie Summer"), postanawiają pokonać kilkusetletnią klątwę, by dowieść sensu poświęcenia ("Zagubiona w raju"), czy rezygnują z ogromnego majątku w imię czystości uczuć ("Scheda"). I choć ich motywacje wzruszają do łez, to nawet miłośnicy gotyckiego horroru i powieści kryminalnej znajdą tu coś dla siebie. Bo świat uczuć pełen jest najdzikszych namiętności, często balansujących na granicy nienawiści i zazdrości.

Bezwzględna, a jednocześnie diabelnie seksowna.

Stephen King

Przyjemność, której nie można sobie odmówić.

Harlan Cohen

 

Tytuł: Fałszywa śmierć

Tytuł oryginału: The Lost

Autor: J.D. Robb oraz Patricia Gaffney, Mary Blayney, Ruth Ryan Langan

Autor przekładu: Bogumiła Nawrot

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Miejsce wydania: Warszawa

Data wydania: 01.03.2011 r.

Liczba stron: 400

ISBN: 978-83-7648-642-0

Format: 125 x 195 mm

Okładka: miękka

Cena: 33,00 zł

RECENZJA KOSTNICA
Nora Roberts "Fałszywa Śmierć" i inni
Ilość stron: 400
Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2011


Fałszywa Śmierć to drugi, po Śmierci w mroku, zbiór opowiadań wydanych pod patronatem Nory Roberts. Historie zamieszczone w tym tomie łączy przede wszystkim jedno - kobiety. Są one zarówno głównymi bohaterkami jak i autorkami poszczególnych opowiadań.

Fałszywa Śmierć - Nora Roberts jako J. D. Robb

Jest to kolejna część przygód porucznik Eve Dallas z nowojorskiej policji. Tym razem nasza bohaterka zostaje wezwana na prom wycieczkowy, gdzie doszło do zaginięcia młodej kobiety. Caroleen udała się ze swoim synkiem do toalety i od tamtej pory słuch o niej zaginął. Damska łazienka jest niemal cała skąpana we krwi, ale nigdzie nie widać nawet śladu ciała. Jak to możliwe by w biały dzień, na statku pełnym turystów ktoś wyniósł zwłoki i pozostał niezauważony?

Norę Roberts kojarzyłam do tej pory głównie jako autorkę niezliczonej ilości romansów. Odkrycie, że ma ona w swym dorobku również serię powieści kryminalnych, było dla mnie miłym zaskoczeniem.

Fałszywa śmierć jest tak naprawdę dobrze przemyślaną historią zemsty. Mamy tutaj intrygujący motyw przewodni, masę lawinowo narastających pytań i bardzo powoli dawkowane odpowiedzi. Eve Dallas z kolei nie jest głupiutką maskotą swojego wydziału, ale skuteczną i inteligentną panią porucznik. Nie mogło tu wprawdzie zabraknąć scen opisujących jej gorące uczucie do męża - jego urodę i zachwyty nad boskim ciałem - ale mimo to całość odebrałam bardzo pozytywnie.

Pieskie życie Laurie Summer - Patricia Gaffney

Laurie jest kobietą sukcesu. W pracy właśnie otrzymała awans, a w domu czekają na nią kochający mąż i syn. Kiedy całą rodziną wybiera się do domku nad jeziorem, nic nie zapowiada tragedii. Niestety przechodząc przez rzekę Laurie potyka się, uderza głową o kamień i zapada w śpiączkę. Gdy przebywając w szpitalu wydaje się, że jej stan ulega poprawie, kobieta niespodziewanie doznaje zapaści i budzi się w ciele... psa. Czworonoga, który został potrącony przez samochód jej męża i w ten sposób trafia do swojego rodzinnego. domu

Historia ta z początku wydawała mi się absurdalna i niedorzeczna. Kobieta zamieniona w psa? To muszą być jakieś żarty. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać w niej drugie dno. Laurie, dzięki sytuacji w jakiej się znalazła, ma okazję przyjrzeć się swojej rodzinie z zupełnie innej strony. Wcześniej pochłonięta przez pracę nie miała wiele czasu dla najbliższych. Teraz widzi nie tylko to jak radzą sobie oni na co dzień, ale i zaczyna słyszeć co inni sądzą o niej samej.

Zagubiona w raju - Mary Blayney

Isabelle Reynaud jest pielęgniarką wysłaną na wyspę Perdida w celu zapewnienia jej mieszkańcom niezbędnych szczepień i właściwej opieki medycznej. W drodze na wyspę jej statek zostaje zaatakowany przez sztorm i rozbija się o skały. Z całej załogi, z wypadku uchodzi żywo tylko Isabelle. Trafiając pod opiekę Sebastiana Dushayne nie jest jednak świadoma, że ciążąca na nim klątwa odbije swoje piętno również na jej życiu.

Opowiadanie to spowodowało u mnie skojarzenia z baśniami dla dzieci. Jedynie role głównych postaci zostały tutaj odwrócone. To nie książę ma za zadanie uratować piękną niewiastę, ale niewinna kobieta za pomocą swej miłości ma odczynić zły urok i ocalić mężczyznę. Mimo bajkowej otoczki, historia ta w ogóle mnie do siebie nie przekonała. Jest cukierkowa, przewidywalna i naiwna. Nic w niej nie zaskakuje, wszystko się udaje, a główną bohaterkę każdy od razu uwielbia.

Dziedzictwo - Ruth Ryan Langan

Aidan O'Mara dopiero co pochowała swoją od lat schorowaną matkę. Koszty leczenia oraz opieki pochłonęły nie tylko jej całe oszczędności, ale i wpędziły w ogromne długi. Gdy kilka dni po tym zdarzeniu u jej drzwi zjawia się osobliwy posłaniec, Aidan nie może uwierzyć w wieści jakie zostają jej przekazane. Niejaki pan Glin Cullen z Irlandii, od lat poszukuje swego zaginionego dziecka. Materiały przez niego zebrane jednoznacznie wskazują, że potomkiem tym jest matka Aidan, a ona sama jego wnuczką. Do tej zaskakującej informacji dołączone jest zaproszenie do Irlandii oraz czek na dość pokaźną sumę. Chociaż kobieta nie daje wiary w przekazane wiadomości, postanawia skorzystać z zaproszenia i zaspokoić swoją ciekawość.

Opowiadanie z początku bardzo wciąga czytelnika. Motyw zagubionego dziecka, wielkiego spadku i dalekiej podróży jest na tyle interesujący, że nie pozwala oderwać się od lektury. Jesteśmy ciekawi kim jest i jak wygląda ten rzekomy daleki krewny, jakie są jego intencje i czy Aidan naprawdę jest jego wnuczką. Kiedy jednak z Dziedzictwa zaczyna się robić standardowa historia miłosna, emocje maleją a opowiadanie nie jest już takie pasjonujące.

***

Trudno ocenić mi powyższą antologię jako nierozłączną, integralną całość. Każda historia jest inna i skupia się na zupełnie innych elementach. Mamy tu kryminał, opowiadanie fantasy i historie miłosne. Nie wiem jakim kluczem kierowano się w doborze akurat tych czterech opowieści, ale w ogólnym rozrachunku zbiór nie jest nawet taki zły.

Mimo swej odwiecznej niechęci do pani Roberts przyznać muszę, że to właśnie jej opowiadanie czytało mi się najlepiej. Drugie miejsce przyznaję osobliwemu Pieskiemu życiu, za niezwykle realne opisy psich zachowań i emocji, a także oryginalny pomysł na fabułę. Pozostałe opowiadania nie były złe, ale nie mogę powiedzieć by w szczególny sposób mnie zainteresowały. Każde z nich miało swój potencjał, ale też niestety każde ostatecznie go marnowało.

W Fałszywej Śmierci nie znajdziemy zbyt wielu dreszczy emocji i sytuacji trzymających nas w napięciu. Jest to literatura skierowana przede wszystkim do żeńskiej części odbiorców. Miłośnicy grozy w zasadzie nie mają tu czego szukać, ale pozostała część czytelników nie powinna czuć się zawiedzona.

Varia

 


FRAGMENT ROZDZIAŁ 1

 

W przyjemny letni dzień trzy tysiące siedmiuset sześćdziesięciu jeden pasażerów promu płynęło przez port nowojorski na Staten Island. Dwoje z nich myślało o morderstwie.

Pozostałe trzy tysiące siedemset pięćdziesiąt dziewięć osób na pokładzie jaskrawopomarańczowego promu, nazwanego "Hillary Rodham Clinton", zwyczajnie wybrało się na wycieczkę. Większość z nich stanowili turyści, którzy filmowali i uwieczniali na zdjęciach panoramę Manhattanu bądź odwieczny symbol niepodległości - Statuę Wolności.

Nawet w 2060 roku, prawie dwa wieki po tym, jak po raz pierwszy powitała w nowym świecie pełnych nadziei imigrantów, pozostała niepokonana.

Pasażerowie zaciekle walczyli o miejsca, z których rozciągał się najpiękniejszy widok, chrupali chipsy sojowe i opróżniali kupione w barach puszki napojów chłodzących, podczas gdy prom sunął majestatycznie pod błękitnym niebem po spokojnych wodach rzeki Hudson.

Słońce prażyło, więc zapach olejków ochronnych mieszał się z zapachem wody, a pasażerowie mimo to tłoczyli się na pokładach przez cały dwudziestopięciominutowy rejs z dolnego Manhattanu na Staten Island. Wodolotem pokonaliby tę odległość dwa razy szybciej, ale to nie względy praktyczne były tu najważniejsze. Chodziło o tradycję.

Większość zamierzała wysiąść w zatłoczonej przystani

St. George, a potem tą samą drogą wrócić do miasta. Przejażdżka nic nie kosztowała, było ciepło, a to był sympatyczny sposób na spędzenie godzinki.

Niewielka grupka stałych pasażerów, która wolała ten tryb podróżowania do pracy od mostów, wodolotów i tramwajów powietrznych, siedziała z dala od największych tłumów i zabijała czas, robiąc coś na palmtopach albo rozmawiając przez komórki.

Lato oznaczało obecność większej liczby dzieci. Niemowlęta płakały lub spały, raczkujące maluchy kwiliły albo chichotały, a rodzice starali się zająć marudne pociechy widokiem okazałego posągu i mijanych stateczków.

Dla Carolee Grogan ze Springfield w stanie Missouri przejażdżka promem oznaczała odhaczenie kolejnej pozycji na liście rzeczy obowiązkowych do zaliczenia podczas rodzinnych wakacji. Oprócz niej wykaz obejmował między innymi wjazd na ostatnie piętro Empire State Building, wizyty w ogrodzie zoologicznym w Central Parku, Muzeum Historii Naturalnej, katedrze Świętego Patryka, Metropolitan Museum (chociaż nie była pewna, czy rzeczywiście przekonała do tego męża oraz dwóch synów - dziesięcio- i siedmioletniego), na wyspie Ellis i w Memorial Park, a także przedstawienie na Broadwayu - obojętne jakie - i zakupy na Piątej Alei.

Żeby nie wyjść na egoistkę, uwzględniła mecz piłkarski na stadionie Yankee i pogodziła się z tym, że będzie musiała samotnie odwiedzić przybytek Tiffany'ego, kiedy jej mężczyźni udadzą się do raju miłośników wideo na Times Square.

Czterdziestotrzyletnia Carolee urzeczywistniła marzenie swojego życia. W końcu udało jej się wyciągnąć męża na wschód od Missisipi.

Czy Europa jest o wiele dalej?

Kiedy szykowała się do zrobienia zdjęcia Steve'owi i synom, jakiś stojący w pobliżu mężczyzna zaproponował swoją pomoc, więc ustawili się wszyscy do zdjęcia na tle dostojnego posągu. Gdy Carolee odzyskała już aparat i wróciła do spoglądania na wodę, trąciła męża łokciem.

- Widzisz. Był bardzo miły. Nie wszyscy nowojorczycy są opryskliwi.

- Carolee, to turysta jak my - stwierdził Steve z uśmiechem. - Prawdopodobnie z Toledo. - Wolał się z nią przekomarzać, niż przyznać, że całkiem dobrze się bawi.

- Zapytam go.

Mąż tylko pokiwał głową, kiedy podeszła do mężczyzny, by zamienić z nim kilka słów. Cała Carolee. Potrafiła rozmawiać ze wszystkimi wszędzie i o wszystkim.

Kiedy wróciła, rzuciła mu triumfujący uśmiech.

- Jest z Maryland, ale - dodała, dźgając go palcem - od prawie dziesięciu lat mieszka w Nowym Jorku. Płynie na Staten Island, żeby odwiedzić córkę. Właśnie została mamą. Jego żona bawi u niej od kilku dni, by jej pomagać. Wyjdzie po niego na przystań. To ich pierwszy wnuk.

- Dowiedziałaś się też, jak długo są małżeństwem, gdzie i jak poznał żonę i na kogo głosował w ostatnich wyborach?

Roześmiała się i dała mu kolejnego kuksańca.

- Chce mi się pić.

Spojrzała na młodszego syna.

- Wiesz co? Mnie też - stwierdziła. Może pójdziemy i przyniesiemy coś do picia dla wszystkich? - Wzięła go za rączkę i zaczęła torować sobie drogę przez tłum. - Podoba ci się, Pete?

- Jest nieźle, ale wolałbym obejrzeć pingwiny.

- Zrobimy to jutro z samego rana.

- Czy mogę dostać sojdoga?

- Znowu? Zjadłeś go zaledwie godzinę temu.

- Ładnie pachną.

Wakacje to czas dogadzania sobie - uznała i obiecała:

- Dobrze, kupię ci sojdoga.

- Ale chce mi się siusiu.

- W porządku. - Jako doświadczona matka już podczas wsiadania na prom odszukała toalety, więc teraz pewnie ruszyła w ich stronę. A ponieważ Pete wspomniał o siusianiu, sama poczuła, że też musi z nich skorzystać.

Wskazała mu męską toaletę.

- Jeśli wyjdziesz pierwszy, zaczekaj tutaj. Pamiętasz, jak wygląda załoga promu? Jakie nosi mundury? Gdybyś potrzebował pomocy, zwróć się bezpośrednio do kogoś z obsługi.

- Mamo, idę tylko zrobić siusiu.

- Ja też. Zaczekaj na mnie tutaj, jeśli wyjdziesz pierwszy.

Patrzyła za nim, jak odchodzi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jak tylko odwrócił się plecami do niej, musiał wznieść oczy do góry. Rozbawiona skierowała się do damskiej toalety.

I zobaczyła napis: "Nieczynne".

- Cholera.

Zastanowiła się, jaki ma wybór. Powstrzymać się, aż kupią hot dogi i napoje - w przeciwnym razie syn będzie się dąsał - a potem odszukać inną toaletę. Albo... zajrzeć do środka... Z pewnością nie wszystkie kabiny są nieczynne. A ona potrzebowała tylko jednej...

Pchnęła drzwi i weszła do środka. Nie chciała zostawiać Pete'a samego zbyt długo. Myślała jedynie o tym, żeby szybko zrobić siusiu i wrócić do barierki, by obserwować, jak dopływają do Staten Island.

Stanęła jak wryta.

Krew, pomyślała, tyle krwi.

Kobieta leżąca na podłodze wydawała się w niej skąpana. Stojący nad jej ciałem mężczyzna w jednym ręku trzymał jeszcze ociekający krwią nóż, a w drugim - paralizator.

- Przepraszam - powiedział i zabrzmiało to całkiem szczerze.

Kiedy Carolee cofnęła się o krok i zaczerpnęła powietrza, żeby krzyknąć, nacisnął spust paralizatora.

- Naprawdę najmocniej przepraszam - powtórzył, gdy Carolee osunęła się na podłogę.

*

Porucznik Eve Dallas nie spodziewała się, że tego popołudnia będzie mknęła motorówką przez nowojorski port. Rano pomagała Peabody, swojej partnerce kierującej śledztwem w sprawie śmierci Vickie Trendor, trzeciej żony Alana Trendora, który rozbił jej czaszkę butelką kiepskiego kalifornijskiego chardonnay i niewzruszenie twierdził, że nie można powiedzieć, iż rozwalił jej mózg, bo żona mózgu nie miała.

Kiedy prokurator i obrońca uzgadniali warunki ugody, trochę nadgoniła pracę papierkową, omówiła z dwójką detektywów strategię postępowania w prowadzonym przez nich śledztwie, a kolejnemu pogratulowała zamknięcia dochodzenia.

Według niej był to całkiem udany dzień.

A teraz razem z Peabody pędziła łodzią wielkości deski surfingowej w kierunku pomarańczowego kadłuba promu tkwiącego w połowie drogi między Manhattanem a Staten Island.

- To prawdziwy odlot! - krzyknęła Peabody. Stała w pobliżu dziobu, a wiatr rozwiewał jej krótko ostrzyżone włosy.

- Dlaczego?

- Jezu, Dallas! - Zsunęła okulary przeciwsłoneczne niżej na nos i spojrzała na Eve brązowymi oczami, w których malował się zachwyt. - Płyniemy łodzią. Znajdujemy się na wodzie. Człowiek często zapomina, że Manhattan jest wyspą.

- I właśnie to mi odpowiada. A tak to człowiek zadaje sobie pytania o to, jak to się dzieje, że ta wyspa nie tonie - pod ciężarem tych wszystkich budynków, ulic, ludzi powinna pójść na dno jak kamień.

- Daj spokój - zaśmiała się Peabody i poprawiła okulary na nosie. - Statua Wolności - wskazała - to prawdziwy hit wszech czasów.

Eve nie zamierzała się z nią sprzeczać. Mało brakowało, a zginęłaby wewnątrz tego słynnego pomnika, walcząc z radykalnymi terrorystami, którzy postanowili go wysadzić. Nawet teraz, patrząc na niego, widziała swojego zakrwawionego męża, kurczowo trzymającego się występu nad dumnym obliczem statuy.

Przeżyli, pomyślała. Roarke'owi udało się rozbroić bombę i uratować sytuację. Symbole są ważne, a dzięki nim ludzie nadal mogli pływać promem i pstrykać zdjęcia ikonie wolności.

To rozumiała, na tym polegała jej praca. Nie mogła natomiast pojąć, dlaczego wydział zabójstw musiał zamknąć wyspę, bo gliniarze z Wydziału Transportu nie mogli znaleźć pasażerki promu.

Krew w toalecie i zaginięcie kobiety. Z pewnością to ciekawe, przyznała, ale to nie jej rewir. Właściwie to wcale nie był rewir, tylko akwen. A na nim duży pomarańczowy prom.

Dlaczego statki nie toną? - zdziwiła się, ale zaraz przypomniała sobie, że czasami toną, więc postanowiła o tym nie myśleć.

Kiedy motorówka zbliżyła się do pomarańczowego kadłuba, Eve zobaczyła stojących przy relingach ludzi. Niektórzy im pomachali, a Peabody odpowiedziała na pozdrowienie podobnym gestem.

- Przestań - poleciła Eve.

- Przepraszam. To odruch. Wygląda na to, że otrzymałyśmy wsparcie - zauważyła partnerka, wskazując motorówki z logo Wydziału Transportu unoszące się na wodzie w pobliżu promu. - Mam nadzieję, że nie wypadła za burtę. Ani nie skoczyła do wody. Chociaż ktoś by to zauważył, prawda?

- Raczej opuściła pokład pasażerski, zabłądziła i teraz próbuje znaleźć drogę powrotną.

- Krew - przypomniała jej Peabody, ale Eve wzruszyła ramionami.

- Zaczekajmy, to się przekonamy.

To też stanowiło część jej pracy: cierpliwe oczekiwanie. Była policjantką od kilkunastu lat i wiedziała, czym grozi pochopne wyciąganie wniosków.

Kiedy motorówka zwolniła, zaczęła balansować ciałem, by nie stracić równowagi, i przyglądać się zgromadzonym przy relingach ludziom, ich reakcjom, a także poszczególnym pokładom. Jej krótkie włosy rozwiewał wiatr, a złotobrązowe oczy obojętnie analizowały to, co mogło być miejscem zbrodni.

Kiedy przycumowano motorówkę do promu, zeszła z jej pokładu.

Mężczyzna, który wyszedł jej naprzeciw z wyciągniętą ręką, miał według niej około trzydziestu lat. Był w letnich spodniach i jasnoniebieskiej koszuli opatrzonej symbolem Wydziału Transportu. Z jego opaloną - w sposób naturalny lub sztuczny - twarzą kontrastowały wypłowiałe od słońca włosy i jasnozielone oczy.

- Pani porucznik, pani detektyw, jestem inspektor Warren. Cieszę się, że tu panie widzę.

- Nie odnalazł pan jeszcze swojej pasażerki, inspektorze?

- Nie. Poszukiwania wciąż trwają. - Dał im znak, by poszły za nim. - Uruchomiliśmy dodatkowo kilkunastu funkcjonariuszy, by pomogli załodze odszukać kobietę i zabezpieczyli miejsce, gdzie ostatni raz ją widziano.

Ruszyli w górę schodów.

- Ilu pasażerów jest na pokładzie?

- Na podstawie biletów doliczono się trzech tysięcy siedmiuset sześćdziesięciu jeden osób zaokrętowanych w Whitehall.

- Inspektorze, zwykle w  wypadku zaginięcia pasażera promu nie wzywa się wydziału zabójstw.

- Zgadzam się, ale ponieważ nie mogę w tym zdarzeniu dopatrzyć się jakiegokolwiek sensu, zdecydowałem się na wybór niestandardowej drogi - wyznał inspektor, zmierzając ku kolejnemu ciągowi stopni i spoglądając przez ramię na ludzi uwieszonych na relingach. - Muszę przyznać, że ta sytuacja mnie przerasta. W tej chwili większość pasażerów zachowuje spokój. To głównie turyści i całe to zdarzenie uznali za  rodzaj atrakcji. Ale jeśli jeszcze trochę ich tu przetrzymamy, zrobi się nieprzyjemnie.

Eve stanęła na wyższym pokładzie częściowo zamkniętym już przez funkcjonariuszy z Wydziału Transportu.

- Inspektorze, może przedstawi mi pan sytuację?

- Zaginiona kobieta to niejaka Carolee Grogan, turystka z Missouri, która wsiadła na prom z mężem i dwoma synami. Wiek: czterdzieści trzy lata. Mam jej rysopis i zdjęcie zrobione tutaj dziś po południu. Razem z młodszym synem poszła po coś do picia, ale najpierw udali się do toalety. Chłopiec wszedł do męskiej, a kobieta zamierzała skorzystać z damskiej. Przykazała synowi, żeby na nią zaczekał, jeśli wyjdzie pierwszy. Czekał więc i czekał, ale nie wychodziła.

Warren przystanął koło toalet i skinął głową funkcjonariuszowi pilnującemu drzwi do damskiego WC.

- Nikt tu nie wszedł ani stąd nie wyszedł. Po kilku minutach chłopiec zadzwonił na komórkę matki. Nie odebrała. Zadzwonił więc do ojca, który przyszedł tu razem z drugim synem. Ojciec, Steven Grogan, poprosił... Sarę Hunning, żeby sprawdziła, czy w środku jest jego żona. - Warren otworzył drzwi. - Oto, co ujrzała.

Eve weszła do toalety za Warrenem i natychmiast poczuła zapach krwi. Gliniarze z wydziału zabójstw doskonale go znają. Przebijał przez cytrusową woń odświeżaczy powietrza i środków dezynfekujących wypełniającą to biało-czarne pomieszczenie ze stalowymi umywalkami.

Na podłodze krew rozlała się ciemną kałużą, a jej rozbrysk na drzwiach do kabin i przeciwległej ścianie wyglądał niczym abstrakcyjne graffiti.

- Jeśli to krew Grogan - powiedziała Eve - nie szukacie zaginionej pasażerki, tylko martwej.

DODAJ SWOJĄ OPINIĘ