KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
DZWON ŚMIERCIDZWON ŚMIERCI - Guy N. Smith

RECENZJA KOSTNICA

Przyznam szczerze, że mam mieszane uczucia w stosunku do tej powieści. Historia jaką prezentuje Smith z jednej strony jest interesująca, z drugiej - nie do końca dobrze zrealizowana. Sam pomysł zasługuje jednak na uwagę jako osobliwy i dość oryginalny.

Rzecz dzieje się w niewielkim brytyjskim miasteczku - Turbury. Miejsce to kryje  w sobie mroczną i przerażającą tajemnicę. Na jej obrzeżach wiele lat temu wybudowano dworek z dzwonnicą. Niegdysiejsi mieszkańcy byli wyznawcami dziwnej wiary, a do obrzędów używali rytualnego dzwonu. Z pozoru zwyczajny przedmiot generował jednak dźwięk, który atakował umysły ludzi osiadłych w tym regionie.

Właściwa fabuła dotyczy wydarzeń współczesnych, kiedy to stare domostwo znajduje nowych właścicieli. I oni posiadają dzwon, który ma dziwny wpływ na umysły mieszkańców Turbury. Historia sprzed lat zaczyna się więc powtarzać.

Tu zaczyna się podstawowy defekt powieści. Nie wiem, czy przypadkiem czegoś nie pominąłem, ale nie znalazłem w książce szczególnie mocnych nici, które wiązały by stare i nowe czasy. Smith popełnił poważny błąd nie dając jasno i wyraźnie do zrozumienia jakim cudem w jednym miejscu dzieją się te same, przerażające rzeczy. To może razić, gdy oczekujemy składnej, logicznie uporządkowanej opowieści. Coś tam niby jest, coś się wiąże, ale nie tyle wyraźnie, by uznać to za jedną, spójną całość.

Pomijając ten ważny, aczkolwiek nie najważniejszy punkt (bo trudno od tego typu literatury wymagać cudów) warto przyjrzeć się bliżej kreacji świata przedstawionego.

Fabuła i jej rozwój to klasyczny schemat. Krótkie wprowadzenie, dość szybki tok akcji, masa ofiar i główny bohater ratujący sytuację. Przypomina inną powieść Smitha Pragnienie, w której dochodzi do skażenia miejskiego zbiornika wodnego środkiem chemicznym, co w efekcie prowadzi do epidemii dziwnej choroby. Tu zaś ludność miasteczka znajduje się pod wpływem dzwonu i cierpi niewiarygodne wręcz katusze. Wielu spośród tych, którzy poddani zostali jego działaniu zginęli, inni popadli w szaleństwo.

Całość prezentuje się przeciętnie. Sam motyw dziwnego przedmiotu wart jest uwagi, ale jak wspomniałem wczesnej, autor nie miał przysłowiowego asa w rękawie i stworzył banalną, był jaką historię. Kreacja postaci i rzeczywistości nie powala, wszystko jest dość sztampowe, oczywiste i "papierowe". Są oczywiście fragmenty zasługujące na uznanie, jak postać wioskowego głupka i scena jego śmierci, ale Brytyjczyk pisywał już lepsze rzeczy.

Nie ma tu klimatu autentycznej grozy,  czegoś co sprawiało by, że czytałoby się tą powieść z zapartym tchem. Brak Smithowi (swoją drogą tłumaczowi także) polotu, lekkości pióra i przede wszystkim - w tym wypadku - talentu. A szkoda, bo ten pisarz nie raz, nie dwa pokazał co potrafi.

Tak jak Pragnienie i Dzwon śmierci zalicza się więc - niestety - do literatury grozy klasy B. Zarówno budowa fabuły jak i jej stopień skomplikowania czynią z powieści Smitha niezłe czytadło autobusowo-pociągowe (choć w przypadku PKP wypada mieć też inną, gdyby ta się skończyła. Wszak to tylko dwieście stron i kolej działa.. no sami wiemy jak). Powieść ani ziębi, ani grzeje. Czy jest godna polecenia? Mimo wszystko chyba tak, bo wypłynęła wraz   innymi w latach 90-tych, w okresie wspominanego przeze mnie dość często boomu książkowego z Zachodu. Choć to banalna, momentami nudna i do bólu przewidywalna historia to dla fanów literatury z dreszczykiem może okazać się, jeśli nie najgorszym, to możliwym do akceptacji kąskiem.

 

Tytuł: Dzwon śmierci (Death Bell)

Autor: Guy N. Smith

Wydawnictwo: Phantom Press

Stron: 210

Rok wydania: 1991

Przekład: Mikołaj Stasiewicz

 

Krzysztof Chmielewski