KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
ZŁO BUDZI SIĘ WIOSNĄ - Mons Kallentoft

 
4 kwietnia trafi do księgarń nowa powieść Monsa Kallentofta, z komisarza Malin Fors w roli głównej, zatytułowana Zło budzi się wiosną.

Wiosenne słońce świeci nad Linköpingiem. Na lazurowym niebie krążą jaskółki, tulipany na straganach cieszą oczy wszystkimi kolorami tęczy. Zmęczeni zimą mieszkańcy wyszli z domów, by przysiąść w ogródkach kawiarnianych na rynku. W jednej chwili ta sielanka zmienia się w koszmar. Ciszę rozdziera przeraźliwy wybuch.
W tym samym momencie, gdy cały dobrze znany świat na zewnątrz wali się w gruzy, komisarz Malin Fors stoi nad trumną swojej matki i próbuje wzbudzić w sobie smutek, którego nie czuje. Nie ma jednak czasu, by się nad tym zastanawiać. W wybuchu zginęły dwie dziewczynki, a ich matka została ciężko ranna. Malin musi poprowadzić śledztwo i znaleźć sprawcę, który być może szykuje kolejny zamach…

RECENZJA

Jeden z bardziej znanych szwedzkich krytyków literackich napisał, iź Kallentoft jest lepszy niż Stieg Larssona. Że autorem Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet nie powinno się specjalnie przejmować… Ja się pytam – skąd mu się biorą tak dziwne pomysły.

Nie znam wcześniejszych dokonań chwalonego przez Utvika autora ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że mimo swego talentu, Mons Kallentoft nie ma szans w starciu z o wiele popularniejszym na świecie autorem słynnej trylogii o przygodach zmyślnej hakerki. Nie chodzi o to, że pisze gorzej, choć rzeczywiście prezentuje uboższy warsztat pisarski, ale o to, że nie „zachwyca”, jak to nam wmawiają. Najzwyczajniej.

Zło budzi się wiosną, czwarta powieść o przygodach Malin Fors w dorobku tego autora wydana przez Rebis przez pierwszych sto stron nudzi niemiłosiernie. Można spokojnie skakać z jednej trony na drugą ledwie muskając akapity, by sprawdzać, czy czegoś nie zgubimy. Mało prawdopodobne. Drażni rozwlekłość tego pisarstwa, gęste wodolejstwo, którego efekt przyprawia o senność.

Dopiero, gdy intryga jaką snują przeciwnicy bohaterskich stróżów prawa zaczyna się powoli rozwijać, razem z nią tempa nabiera i cała powieść. Staje się tym, co rzeczywiście może urzekać. Poprawia się ostrość obrazu, percepcja rzeczywistości zyskuje kilka dodatkowych ujęć, pociągane są coraz to nowsze linki wpędzające coraz bardziej w stan uzależnienia. Na szczęście to lekki narkotyk. Co rusz pojawiają się kolejne wtręty, które nijak, według mnie, mają się do umiejętnego budowania napięcia. Szepnę, że chodzi o kwestie wypowiadane przez specyficznych obserwatorów głównej bohaterki.

Fabuła nie budzi większych zastrzeżeń. Rzecz jasna momentami jest schematyczna i płytka, ale mimo to nie zniechęca całkiem do lektury. Gdy nabierze odpowiedniej prędkości ciężko ją zatrzymać. Tu daję plus. Intryga, którą rozpoczyna zamach na bank prowadzi do nikomu wcześniej nie znanych ekstremistów zagrażających bezpieczeństwu narodowemu. Niby ciekawe… ale coś tu nie gra.

Styl i napięcie nie są utrzymywane na jednym poziomie. Nie wiedzieć czemu Kallentoft nie potrafi uchwycić tego wszystkiego w jednym punkcie i podporządkować swej woli. Z dynamicznych opisów akcji policyjnych „gładko” przechodzi do miernych dywagacji z pogranicza etyki i filozofii. Niczym Orzeszkowa z opisami przyrody, tak nasz autor nie zdaje sobie chyba sprawy, że to co sam uznał za wartościowe, czytelnika raczej drażni. A szkoda, bo wątek kryminalny pociągnięty jest bardzo pomysłowo i naturalnie.

Warto zwrócić uwagę na smaczki związane z realiami życia w Szwecji. Ten skandynawski kraj z powieści na powieść (sugeruję się tu Larssonem, Keplerem i obecnie wywołanym do tablicy) staje się coraz mniej idylliczny. Zamienia się w to czego tak nie znosimy we własnym państwie. Kraj Wazów jawi się nam jako toczony przez nowotwór organizm, który ledwie zipie. Tajne służby wzajemnie utrudniają sobie postępowania, w każdym mieście spotykamy ekstremistów maści wszelakiej,  morderców i wyzyskujących biedotę i mieszczan bankowych magnatów. Przekrój społeczny daje nam panoramę szwedzkiego półświatka. Wygląd nie zachwyca. To gorzki obraz, zniechęcający i siejący popłoch. Tak odważna kreacja bez wątpienia zasługuje na chwilę namysłu. Stanowi bardzo dobre tło dla dramatycznych wydarzeń z planu głównego. I jedną nielicznych pozytywnych stron tej książki.

W ogólnej ocenie powieść Kallentofta nie wzbudza we mnie żywych emocji. Nie zachwyca, ale i nie do końca nudzi. Jest coś takiego w tym szwedzkim autorze co drażni i przyciąga zarazem. Jak u Zorana Drvenkara, świetnego intryganta, ale kiepskiego myśliciela.

Zło budzi się wiosną nazwałbym raczej powieścią, którą trzeba mieć „by mieć”. Nawet jeśli się nie czytało i nie ma ku temu ciągot. Fala szwedzkich kryminałów co jakiś czas przybiera na sile lecz bardzo rzadko jest na tyle wysoka by poprzednio naniesiony muł zastąpić nowym. To dobra książka, ale na dzień dzisiejszy, wbrew temu to pisze Magnus Utvik, to Stieg Larsson stanowi dla mnie najmocniejszy punkt na skandynawskiej mapie literackiej.

 

Tytuł: Zło budzi się wiosną. (org. Vårlik)

Autor: Mons Kalletoft

Tłumaczenie: Inga Sawicka

Wydawca: Rebis

Premiera:  Polska 2012

Stron: 448

Gatunek: kryminał, powieść sensacyjna

 

Ocena: 5/10

 

Mormegil